- Donald Trump oświadczył, że Stany Zjednoczone mogą na powrót przejąć Kanał Panamski, jedną z kluczowych arterii komunikacyjnych światowego handlu i transportu morskiego.
- „Na powrót” – bowiem to Amerykanie zaprojektowali i w dużej mierze zbudowali owo dzieło inżynierii. Od lat znajduje się ono jednak pod kontrolą Republiki Panamy, gdzie leży.
- Rzecz jednak w tym, na jakich warunkach ma to miejsce – i to właśnie chce wykorzystać stary-nowy prezydent-elekt.
Sugestię, że USA mogą na powrót „zażądać” zwrotu Kanału – i w konsekwencji tego żądania objąć nad nim władzę – Trump wyraził w swoim wpisie na portalu Truth Social. Uczynił to w typowym dla siebie stylu. Czyli bez nadmiernego przejmowania się tajnikami dobrego tonu dyplomacji oraz szczególnych obaw przed urażeniem uczuć odbiorcy.
Jak stwierdził, Kanał Panamski, „jeden z cudów współczesnej inżynierii”, został zbudowany wielkim nakładem sił i środków (w tym także tysięcy ofiar śmiertelnych prac w warunkach tropikalnych). I w konkretnym celu – zapewnienia żywotnie ważnej komunikacji morskiej pomiędzy portami wschodniego i zachodniego wybrzeża Ameryki, a także swobody manewrowania siłami morskimi.
Trump zarzuca, że USA utraciły nad nim kontrolę w wyniku słabości przywództwa za prezydentury demokraty Jimmy’ego Cartera. Ten zatwierdził bowiem w 1979 r. likwidację amerykańskiego zarządu nad Kanałem i przekształcenie go w obiekt „administrowany wspólnie”. Dwie dekady później zaś, w 1999 r. Kanał Panamski w całości stał się własnością środkowoamerykańskiej republiki.
W opinii prezydenta USA, decyzja o przekazaniu była nie tylko lekkomyślna (bo wynikająca głównie z kwestii dyplomatyczno-PR-owych, a nie faktycznej kalkulacji interesów), ale też praktycznie szkodliwa – Panama miała bowiem skokowo podwyższyć koszty transferu przez Kanał dla jednostek amerykańskich. W tej ostatniej kwestii Trump wprost zarzucił Panamczykom finansowe zdzierstwo, i to za pomocą infrastruktury, którą zbudowali Amerykanie.
Szlak „negocjacyjny” przez Kanał Panamski
Oczywiście, komunikacja w tym tonie dość bezceremonialnie łamie konwenanse dyplomatyczne. Szczególnie, że Panama jest krajem suwerennym, i sugestie czynione przez Trumpa dość blisko opierają się o tzw. dyplomację kanonierek. Wątpliwe, by łatwo wypuściła z rąk swój najcenniejszy (oprócz złóż miedzi) atut narodowy. Tymczasem z wypowiedzi Trumpa może nawet płynąc sugestia, że nie zawahałby się przejąć kanału siłą (USA ostatni raz interweniowały militarnie w Panamie w latach 1989-1990).
Z drugiej jednak strony, nowy prezydent USA także ma pewne logiczne (a potencjalnie też prawne) racje. Twierdzi, że Kanał Panamski zarządzany jest w sposób niezgodny z zawartymi porozumieniami. Tymi, na mocy których Kanał Panamczykom przekazano. Zarzuca też Panamie faktyczne oddanie nad nim kontroli podmiotom chińskim. Czyli, pośrednio, także chińskim władzom, które intensywnie wspierają ekspansywne inwestycje swoich firm.
Żądania Trumpa nie sposób przy tym odczytać jako oświadczenia przyszłego – ale jeszcze-nie-urzędującego prezydenta. Można domyślać się, że jego faktycznym celem nie jest faktyczny powrót do amerykańskiej administracji nad Kanałem. Bardziej prawdopodobne, że chodzi o przygotowanie tym akcentem gruntu (w swoim stylu – tj. agresywnie) pod wynegocjowanie nowego porozumienia.
Takiego, które na długo faktycznie zabezpieczałoby gwarancje niższych kosztów transferu dla amerykańskich jednostek oraz wyrugowanie wpływów Chin.