Departament Sprawiedliwości USA ogłosił, że zamierza wytoczyć sprawę spółce SpaceX. Cóż takiego złego miała ta zrobić? Ano przejmowała się nakazaną prawem ochroną informacji niejawnych – i z tego powodu nie zatrudniała „uchodźców i azylantów”. To jednak, zdaniem Departamentu Sprawiedliwości, stanowi „dyskryminację” – i też jest jakoby zakazane.
Przepisy o których mowa, ITAR (International Traffic in Arms Regulations), jak nazwa wskazuje zawierają szereg regulacji dot. rynku zbrojeniowego i pokrewnego oraz podmiotów w tych sektorach działających (SpaceX zalicza się do takowych, jako że projektuje i produkuje m.in. rakiety, które zdecydowanie mogą mieć zastosowanie militarne).
Co do zasady nakazują one, by na stanowiskach związanych z dostępem do informacji wrażliwych zatrudniać obywateli amerykańskich lub legalnych rezydentów (dosł. „US persons”). Jednocześnie wykluczają tę możliwość w przypadku szeregu kategorii osób uznanych za niepewne (jak przestępcy, zagraniczni agenci lub nielegalni imigranci).
Jednak zdaniem Biura Spraw Publicznych Departamentu Sprawiedliwości jest to „dyskryminacja”. SpaceX ma bowiem przez to nie zatrudniać uchodźców i azylantów. Według urzędników, prawo federalne chroni owe grupy na równi z obywatelami (albo, jak pokazuje praktyka, nawet bardziej – tych bowiem firm, które stosowały przy zatrudnianiu pozamerytoryczne preferencje dla tychże grup, a na niekorzyść obywateli, dotąd nie spotykały podobne konsekwencje).
Zobacz też: Nie będziesz miał tajemnic przed rządem! – czyli Tornado Cash znów na celowniku prokuratury
Refugees welcome
Jak zwykle jednak w przypadku śliskich i zawikłanych spraw, także i ta okazuje się polityczna. Obecna, kontrolowana przez Demokratów administracja za jeden ze swoich priorytetów uważa dbanie o interesy nielegalnych imigrantów. Jak sama nazwa wskazuje, przedstawiciele owej kategorii znajdują się w USA nielegalnie, toteż rząd w teorii powinien być zobligowany do ich sprawnego deportowania.
W teorii – w praktyce bowiem liczne grupy interesu (powiązane głównie ze środowiskiem wielkiego biznesu), jak i określone środowiska polityczne (dominujące w Partii Demokratycznej), widzą w liczących setki tysięcy lub miliony nielegalnych imigrantach narzędzie realizacji swoich celów. Stąd nie należą do wyjątków przypadki, gdzie osoby, których w teorii w ogóle nie powinno być w USA, są wręcz faworyzowani w stosunku do rodowitych obywateli.
Teoretycznie nie mogą oni legalnie pracować ani głosować – ale postępowe władze lokalne, jak również administracja federalna niejednokrotnie robią wiele, aby nie tylko im w tym nie przeszkadzać, ale nawet blokować próby egzekwowania prawa imigracyjnego. Jednocześnie agresywnie egzekwując przepisy antydyskryminacyjne wobec niechętnych zatrudnianiu nielegalnych imigrantów.
Zobacz też: Sposób TikTok-a na uniknięcie zakazu w USA – wyciekł projekt ugody
Who is US person?
Wracając do samej SpaceX – przepisy ITAR, którymi ta jest skrępowana, zastrzegają dostęp do wrażliwych informacji do „US Persons”. Kwestią prawnie dyskusyjną jest, jak bardzo pojęcie to jest szersze od „US Citizens”. Problem tkwi zatem w interpretacji, a Departament Sprawiedliwości stara się wymusić interpretację możliwie (albo i niemożliwie) najszerszą: za „US Persons” uważa nie tylko obywateli i legalnych rezydentów, ale także uchodźców („refugees”), azylantów („asylees”) a nawet, co zakrawa na absurd, aplikantów azylowych („asylum seekers”).
Rzecz w tym, że ta ostatnia grupa uchodzi w USA niemal za synonim wspominanych wyżej, nielegalnych imigrantów. Masowym mechanizmem stosowanym przez tychże jest bezprawne przedzieranie się przez granice, następnie zaś, po złapaniu, wnioskowanie o „azyl”. Oczywiście wnioski owe rzadko kiedy uważane są za zasadne, ale celem ich złożenia jest przede wszystkim wykorzystanie bezwładności systemu. Ich rozpatrywanie trwa miesiącami, zaś sami nielegalni imigranci najczęściej znikają, jak tylko zostaną wypuszczeni w oczekiwaniu na wynik postępowania.
W sprawie SpaceX w większości nie chodzi zatem tylko o praktykę niezatrudniania uchodźców (choć co do sposobu definicji tychże także trwają w USA polityczne spory), ale przede wszystkim o jej próbę niedopuszczenia do naboru właśnie nielegalnych imigrantów. A to, jak widać, wywołało ostrą reakcję administracji – która zresztą i w innych kwestiach pozostaje w chłodnych stosunkach z właścicielem SpaceX, Elonem Muskiem, do tego stopnia, że pojawiły się głosy o politycznej zemście za postawę tego ostatniego w sprawie Twittera.
Zobacz też: Chiny manipulują cenami złota, czyli wszystko dla dobra Partii i juana
Space of arguments
Rzeczą niewiadomą pozostaje tylko wynik ewentualnego starcia prawnego. Departament Sprawiedliwości poinformował, że będzie domagał się zarówno odszkodowań od SpaceX-a dla potencjalnie niezatrudnionych przez nią uchodźców i azylantów, grzywien do kasy rządu federalnego, jak również prawnego zmuszenia firmy do zmiany polityki. Sam otwarcie szuka przy tym „poszkodowanych” i zachęca ich do zgłaszania się.
SpaceX nie jest jednak bezbronna. Pomijając kwestię podstawową – czyli odpowiednie środki finansowe (częstą praktyką administracji federalnej jest działanie na zasadzie „process is the punishment”, tj. formułowanie zarzutów tylko po to, by wymusić kosztową obronę w sądzie; w przypadku SpaceX-a będzie to jednak trudne) – ma ona szereg argumentów na odparcie zarzutów.
Przede wszystkim, piąta poprawka do amerykańskiej konstytucji zakazuje zmuszania kogokolwiek do auto-inkryminacji. Tym samym argument o woli uniknięcia złamania przepisów ITAR mógłby uniemożliwić uznanie jej za winną złamania innego prawa. Inną opcją jest poważenie samych federalnych przepisów antydyskryminacyjnych jako naruszających konstytucyjne swobody gospodarcze i majątkowe.
W odwodzie zaś zawsze pozostaje konstatacja, że administracja federalna – w tym i Departament Sprawiedliwości – sam prowadzi politykę kadrową, zgodnie z którą kandydaci na większość stanowisk muszą być obywatelami USA. Sama zatem byłaby winna praktyk, które rzekomo popełnić miała SpaceX.
Może Cię zainteresować: