Regionalny system, który w imię zideologizowanego, z uporem forsowanego postulatu „neutralności klimatycznej” wymusza na wytwórcach energii zakup absurdalnych „praw do emisji” za każdą tonę dwutlenku węgla, którą pochłonie praca elektrowni, to droga donikąd – i czas definitywnie ją odrzucić. Tak właśnie stwierdził rząd. Nie rząd Najjaśniejszej Rzeczypospolitej, gdyby kto pytał, a rząd stanowy stanu Pensylwania. A co w tej kwestii w Polsce? Cóż…
Powyżej opisany system – którego rodzima wersja to jeden z głównych fundamentów postępującej ruiny europejskiego przemysłu, coraz ciężej i boleśniej ciążący mu u szyi i czyniący działalność produkcyjną na Starym Kontynencie w zasadzie bezsensową – niemal z zamkniętymi oczami rozpoznać można jako kojarzący się z Unią Europejską oraz z subtelnością słonia w składzie porcelany narzucany przez rzeczoną Unię państwom członkowskim.
Dla części audytorium może być zatem nieco zaskakujące, że w niektórych innych częściach świata pojawiały się bliźniacze, równie niewydarzone pomysły – a gdzieniegdzie nawet je wdrażano. Tak było, przykładowo, w północno-wschodniej części Stanów Zjednoczonych, gdzie lokalni, postępowi politycy wydusili z siebie byt znany jako Regionalna Inicjatywa Gazów Klimatycznych (Regional Greenhouse Gas Initiative – RGGI).
RGGI cechowała się koncepcją działania, która w swych zarysach stanowiła niemal odwzorowanie tej unijnej. W jej ramach podmioty z branży energetycznej zmuszano do płacenia haraczu opłat za „prawa do emisji”. W oczywisty sposób ciężary te w najsilniejszy sposób uderzyły w tradycyjne elektrownie węglowe i gazowe. To z kolei prowadziło do ich przyspieszonego wycofywania z użytku – naturalnie bez zapewnienia następców.
System ma być „zielony” – a prądem się nie przejmujmy
Władze jurysdykcji wchodzących w skład Inicjatywy (czyli stanów: Connecticut, Delaware, Maine, Maryland, Massachusetts, Nowego Hampshire, Nowego Jersey, Nowego Jorku, Pensylwanii, Rhode Island i Vermont) tym faktem się nie przejmowały – przecież dzięki temu jest coraz bardziej ekologicznie, nic tylko się cieszyć. W ich wizjach, lukę w zapasie mocy w stanowych sieciach elektrycznych zapewnić miały źródła wiatrowe i słoneczne.
Nie będzie pewnie zaskoczeniem, że zamiary te okazały się totalnie chybione, zaś oparcie nadziei (bo to słowo pasuje tu chyba lepiej niż 'plany’) na siłowniach wiatrowych okazało się blamażem. Rachunki za prąd w objętych inicjatywą w stanach poczęły coraz szybciej szybować w górę, ku wściekłości lokalnych mieszkańców oraz pesymizmowi producentów, z których wielu po prostu przeniosło się do stanów o niższych kosztach energii (i mniejszym fiskalizmie).
I w tej, już i tak nieciekawej sytuacji, pojawiła się fala zainteresowania sztuczną inteligencją, w ślad za którą po całych USA poczęły powstawać centra obróbki danych – jak wiadomo, pochłaniające tak ogromne ilości prądu, że nawet systemy energetyczne z dużym zapasem mocy i taką przepustowością nie dają sobie rady z zaspokojeniem ich popytu. Tymczasem system Pensylwanii, jak i innych stanów RGGI, takiego zapasu bynajmniej nie miały.
Granica złości wyborców? Gdzieś tu, niedaleko…
W tym kontekście cokolwiek zdumiewa, że decyzja gubernatora Pensylwanii Josha Shapiro, który podpisał ustawę zatwierdzającą opuszczenie przez stan RGGI (Pensylwania przystąpiła doń w 2019 r.) i zaprzestanie narzucania klimatycznych haraczy, nie dziwi – a jeśli już, to tym, że nastąpiła dopiero teraz. Pewnym wyjaśnieniem może być, jak zawsze, polityka. Przez ostatnie lata Pensylwania rządzona była przez postępowych polityków Partii Demokratycznej.
To ich pomysłem było przystąpienie do RGGI – której z kolei przeciwni byli Republikanie (notabene nie bezsilni, bo często dysponujący większością w stanowym senacie). To sprawiało, że opuszczenie tej „klimatycznej” inicjatywy było dla Demokratów ideologicznym ciosem. Rosnące rachunki i wściekłość wyborców sprawiły jednak, ze najwyraźniej nie mieli oni w tej sprawie wyjścia. W dalszym ciągu zresztą nie zrezygnowali z tematu.
Shapiro, podpisując ustawę, od razu oskarżył Republikanów o blokowanie „merytorycznej dyskusji dotyczącej produkcji energii” i zapowiedział, że w dalszym ciągu będzie się „agresywnie” starał o zwiększony dostęp do „czystej energii”.