W najnowszym odcinku przeciągającej się walki, jaką toczy fundusz private equity, Brookfield Asset Management, ze swoimi lokalnymi adwersarzami w Peru, tym ostatnim udało się boleśnie ugodzić firmę. Uzyskają bowiem dostęp do wewnętrznej komunikacji funduszu, wraz z potencjalnie 'soczystymi’ szczegółami, które mogą okazać się dla niego bardzo niewygodne – a z całą pewnością zawierają sporo informacji o znaczeniu handlowym i finansowym. A wszystko przez pewną płatną autostradę.
A w zasadzie cztery autostrady, jednak będące elementem tego samego systemu komunikacyjnego. Chodzi o drogi znajdujące się w Peru, na przedmieściach tamtejszej stolicy, Limy, i łączące ją ze światem. Publiczny podmiot będący właścicielem tych dróg, Rutas de Lima, przestał być „publiczny”, gdy w 2016 roku wspomniany fundusz private equity dokonał jego przejęcia. Jako operator tych dróg, „zarządzał on” poborem opłat od tych dróg – innymi słowy, po prostu zbiera spływające z tych opłat pieniądze.
Brookfield wiele obiecywał sobie po transakcji. Peru, mimo wszystkich jego głębokich problemów ekonomicznych, trosk w rodzaju rozpowszechnionej korupcji oraz ciągłej niestabilności politycznej (za narodowy „sport” uchodzi tam skazywanie byłych prezydentów na wyroki więzienia – i popularnej opinii żaden raczej nie siedzi za niewinność…), konsekwentnie się rozwija. Sama Lima liczyć ma około 11,5 miliona mieszkańców i skupiać w sobie niemal jedną trzecią ludności kraju. I dalej rosnąć.
Wszystko to, kalkulował fundusz, składało się na stabilny, rosnący „popyt na usługi komunikacyjne”, co przysporzyć miało „stabilnych wpływów”. Niestety, z perspektywy zainteresowanych Peruwiańczyków, których płatne drogi miały „obsługiwać”, sprawa przedstawiała się zasadniczo odmiennie. W popularnej opinii obecność kapitałowa podmiotów private equity w spółkach użyteczności publicznej kojarzy się jak najgorzej – i prowadzi do fatalnych następstw.
Problematyczny właściciel, niechętni klienci
Inwestycje takich podmiotów kojarzone są z obawami o nieumiarkowane zdzierstwo nowych właścicieli (od których, w przeciwieństwie do spółek publicznych, skądinąd ciężko oczekiwać, by byli zainteresowani czymkolwiek innym prócz profitu) i ogromne podwyżki wszelkich możliwych cen, kosztów i opłat. Wszystkie te podwyżki egzekwowane są zaś faktycznym monopolem, jakim przejmowane przezeń publiczne podmioty z reguły dysponują.
I tak też było w przypadku Limy. Mieszkańcy stolicy Peru na perspektywę „korzystania z usług komunikacyjnych” kontrolowanych przez Brookfield (innymi słowy, na konieczność jeżdżenia horrendalnie drożejącą płatną autostradą, niezbędnego wobec braku alternatyw) zareagowali powszechną wrogością. I wywołały bunt społeczny. Zaczęły pojawiać się masowe protesty, protestujący niszczyli punkty poboru opłat i ścierali się z policją, powszechne było, w miarę możliwości, unikanie tych dróg.
Wybory na burmistrza Limy wygrał zaś kandydat, którego sztandarową obietnicą była likwidacja jakichkolwiek opłat na drogach. W rezultacie przeciągłej walki, jaka się wywiązała – a w której rząd Peru oraz władze miejskie Limy niezależnie od siebie usiłowały wydrzeć funduszowi kontrolę nad drogami – większość z istniejących płatnych autostrad na wylotach z Limy przestała być „operacyjna”, tj. przestały spływać z nich opłaty.
Inwestycje w Peru, historia prawdziwa
Ze swej strony Brookfield przygotował się do spisania inwestycji na straty, wskazując na fakt, że z winy władz nie jest w stanie osiągnąć zakładanych zysków, obecnie zaś do przedsięwzięcia musi dopłacać. Spółkę zależną będącą formalnym właścicielem dróg zamierza zatem rozwiązać. W międzyczasie jednak na fundusz padły w Peru podejrzenia, że przejmując Rutas de Lima od brazylijskiego koncernu Odebrecht we wspomnianym 2016 r., mogło dojść do nieprawidłowości korupcyjnych.
Być może nie byłoby to zaskoczeniem, biorąc pod uwagę, że Odebrecht był antybohaterem największego skandalu korupcyjnego w dziejach Brazylii, zaś była burmistrz Limy, za której kadencji stolica Peru dopuściła do sprzedaży dróg, obecnie ma status oskarżonej w procesie o łapownictwo. Podejrzewa się ją, że dopuściła do tej transakcji za łapówkę, czemu sama zaprzecza. W związku jednak z zarzutami korupcyjnymi, prawnicy reprezentujący Peru zwrócili się o pomoc prawną do sądu amerykańskiego.
Chodziło im właśnie o wspomniany na początku dostęp do wewnętrznej komunikacji funduszu Brookfield Asset Management. W tym tygodniu amerykański sędzia im ten dostęp przyznał. Fundusz zapowiedział, że zastosuje się do orzeczenia – wskazał jednak, że gros dokumentacji, o której mowa, już przekazał. Nie sposób orzec, czy faktycznie firma jest tak pewna swojej niewinności, czy też po prostu zabezpieczyła ona swoją sytuację tak, aby jakiekolwiek wewnętrzne dokumenty nie ukazały jej w złym świetle.
Brookfield sam pozwał z kolei władze Peru do międzynarodowego trybunału arbitrażowego, dążąc do odzyskania strat rzędu 2,7 miliarda dolarów.