Pszczoły powstrzymały Zuckerberga: Meta nie zbuduje centrum danych

Jak się okazuje, na nic plany, wizje i zamiary, gdy na przeszkodzie staną kwestie niepozorne – ale potrafiące boleśnie ukąsić. O tym właśnie przekonał się założyciel Facebooka. Jak poinformować miał bowiem pracowników swojej firmy, Meta Inc. nie zbuduje planowanego przez siebie centrum i przetwarzania danych. Przynajmniej zaś nie tam, gdzie chciała.

Firma Zuckerberga chciała postawić swoje centrum danych tuż obok niewymienionej z nazwy elektrowni atomowej. Tak, by wyeliminować konieczność budowy linii przesyłowych o ogromnej przepustowości oraz tuż w sąsiedztwie mieć niemal nielimitowane źródło energii. Meta chciała wynegocjować długoletni kontrakt na tę ostatnią. Niestety (dla niej), okazuje się, że umowa może nie dojść do skutku. Nie dojdzie bowiem do skutku sama budowa.

A tę zablokować miały pszczoły. Konkretnie, rzadki ich gatunek. Które zadomowiły się w pobliżu elektrowni, i uniemożliwić miały budowę wielkiego centrum danych. Dla Zuckerberga, który chwalił się, że jego centra zasilane będą ekologiczną, „bezemisyjną” energią, perspektywa zaorania w tym celu rzadkiego gatunku pszczół przedstawiałaby najpewniej spory problem PR-wy. Nawet gdyby w istocie dostał na taką budowę pozwolenie – co wydaje się zupełnym nieprawdopodobieństwem.

Sam Zuckerberg miał przy tej okazji gorzko narzekać na fakt niewystarczającej ilości elektrowni atomowych w USA. Z pewnością jest to fakt, choć nieco trudny do pogodzenia z trendem – z którym założyciel Facebooka politycznie sympatyzował – nacisku na rozwój przede wszystkim „źródeł odnawialnych”. Tymczasem, jak zauważył, Chiny – które konkurują z amerykańskimi firmami również pod tym względem – budują elektrownie nuklearne (i węglowe) w rekordowym tempie.

Wątpliwe także, by ktokolwiek w Chinach (a przynajmniej ktokolwiek z jakąkolwiek władzą) przejął się choćby najrzadszym gatunkiem pszczół.

A już Meta miała wyprzedzić konkurencję…

Centra danych nabierają coraz większego znaczenia dla firm technologicznych. Zwłaszcza dla tych, które – jak Meta – mają ambicje rozwoju w dziedzinie sztucznej inteligencji. Centra takie służą do analizy i „przerobu” gigantycznych ilości informacji. Na podstawie tychże danych trenuje się następnie narzędzia wykorzystujące AI, a także zaawansowane algorytmy.

Wszystko to oczywiście nie za darmo. Prócz kosztownego i o wyśrubowanych parametrach wyposażenia elektronicznego, centra takie wymagają homeryckich ilości energii elektrycznej. A to bywa problemem – także i dlatego, że moc istniejących źródeł prądu przeznaczona jest do zaspokajania potrzeb cywilnych mieszkańców oraz (w najlepszym razie) zasilania zakładów przemysłowych.

Nie ma natomiast wystarczającej wydolności, aby zasilić centra danych, które zdolne są spożytkować nieomal nielimitowane ilości prądu. Podobnie w przypadku infrastruktury przesyłowej i pomocniczej. Założeniem, z którym nader często się ją projektowało, była dystrybucja energii dla ludności, biur oraz umiarkowanie energożernych branż przemysłu (te najbardziej wymagające miały raczej własne źródła).

To wszystko sprawia, że centra danych bynajmniej nie mają warunków do tego, by powstawać wszędzie. Na ich lokacje w miarę możliwości wybiera się miejsca dobrze zaopatrzone energetycznie. Najlepiej – albo z własną elektrownią, albo choćby w jej pobliżu, Po ten pierwszy scenariusz, wynajmując sobie całe siłownie na wyłączność, próbują sięgać bogatsze koncerny (tego próbował Microsoft czy Amazon). Nie zawsze jednak, jak właśnie przekonała się Meta, z powodzeniem.

Tym drugim musi zadowolić się cała reszta – przynajmniej w najbliższym czasie. Szansą na zmianę tego mogłoby być, przykładowo, rozpowszechnienie się technologii (i radykalne obniżenie kosztów) małych reaktorów modułowych (tego próbuje z kolei Google). To jednak oczywiście pieśń przyszłości. Na razie jest ograniczona podaż – i powarkiwania regulatorów oraz publiki, której Big Tech wykupuje sprzed nosa dostępny prąd.

Komentarze (0)
Dodaj komentarz