Produkcja pocisków rakietowych PAC-3 wzrośnie – i to znacznie. Pociski te to efektory systemów przeciwlotniczych MIM-104 Patriot. I są dosłownie rozchwytywane przez chętnych. Biorąc pod uwagę trwające konflikty i powszechne obawy o przyszłe wstrząsy geopolityczne i militarne – nic dziwnego.
Zasadniczym producentem pocisków PAC-3 jest koncern Lockheed Martin. Współpracuje w tej kwestii z innymi gigantami zbrojeniowymi, m.in. z Raytheonem. Pociski te, jak większość wysoko zaawansowanego technologicznie uzbrojenia, wykorzystują liczne jednak części od poddostawców.
I tu niestety nastąpił zator. W realiach nadzwyczaj skomplikowanej technicznie produkcji nie wystarczy bowiem po prostu przyspieszyć ruchu na taśmie produkcyjnej. Zakłady obecnie produkujące te pociski wykorzystują zaś pełnię swoich możliwości.
Plany przewidywały w związku z z tym zwiększenie wolumenu produkcji w Japonii. Konglomerat Mitsubishi Heavy Industries produkuje je tam na podstawie licencji – i ma wolne moce przerobowe. Stąd też, w porozumieniu z Lockeedem, zwiększyć miał jej wymiar z 30 do 60 sztuk rocznie.
Wąskie gardło wielkiej firmy
Tyle, że w paradę znów wszedł koncern Boeing. Krytykowanie tej firmy za jej niedociągnięcia staje się ostatnio wręcz kopaniem leżącego – tym bardziej, że jest to firma bardzo zasłużona dla rozwoju lotnictwa i jej kolejne blamaże są po prostu przykre w odbiorze.
Jednak i tym razem problemy tego giganta dały o sobie znać. Boeing jest bowiem producentem elementów radiolokacyjnych głowic naprowadzających do pocisków. I o brak tychże głowic plany zwiększenia produkcji rakiet do Patriota dotąd się rozbijały.
Boeing (nareszcie…) obiecał zwiększenie wymiaru ich dostaw. Aczkolwiek, póki co, jedynie o 20%. To oczywiście nie oznacza, że to „jedynie” jest łatwe w osiągnięciu. Nie pokrywa jednak zapotrzebowania, i produkcja – również w Japonii – nie może się na dobre rozkręcić.
Patriot na wszystkich frontach
Zestawy MIM-104 Patriot, podarowane przez USA, są intensywnie wykorzystywane na Ukrainie. Służą do przechwytywania i zestrzeliwania najtrudniejszych celów, w tym nowocześniejszych rosyjskich myśliwców czy najlepszych pocisków manewrujących.
Ukraina narzeka przy tym na niedostateczną ilość tych systemów. Biorąc pod uwagę intensywność rosyjskich nalotów, jest w stanie „przemielić” dowolną ilość pocisków. Ich brak miewa zaś literalnie śmiertelne następstwa. Kraj ten jest przy tym daleko niejedynym ich użytkownikiem.
Także Izrael aktualnie wykorzystuje je bojowo – w tym do odpierania ataków rakietowych Iranu, Hezbollahu czy Hutich. Sami Amerykanie używają ich do osłony swoich bliskowschodnich baz, a także zespołów floty (np. tych operujących na Morzu Czerwonym).
Ponadto zestawy te zamówił szereg krajów – w tym i Polska. Z uwagi na niedostatek pocisków, a także priorytet przyznany aktualnie najbardziej palącym potrzebom na polu bitwy – na skompletowanie dostaw trzeba będzie jednak poczekać.