Prawna walka buldogów: Chiny pozywają Europę o cła

Chińska Republika Ludowa skierowała skargę do Światowej Organizacji Handlu (WTO) przeciwko Unii Europejskiej. Chodzi naturalnie o zaporowe cła na samochody elektryczne, które UE ogłosiła w lecie tego roku. Chiny zapowiedziały kroki odwetowe, prócz tego robią jednak wszystko, by same cła podważyć.

Do tego celu chcą wykorzystać mechanizm rozwiązywania sporów handlowych WTO. Jak twierdzą w swym stanowisku Chińczycy, wprowadzenie taryf jest niezgodne z prawem (nie sprecyzowano, jakim), zaś podane uzasadnienie – jakoby niezgodne ze stanem faktycznym.

Dlatego też Pekin „nie wyraża zgody” na cła, które prócz tego – jak argumentuje – łamią zasady WTO. Słowem, unijne cła to protekcjonizm najczystszej wody. I Chiny domagają się bezwarunkowego ustąpienia w kwestii taryf. Te bowiem, mimo górnolotnych oświadczeń, mocno ich uwierają.

Wzywamy UE, by przyznała się do swoich błędów i natychmiast skorygowała swoje nielegalne praktyki, a także by wspólnie [z Chinami] utrzymywała stabilność globalnego łańcucha dostaw samochodów elektrycznych oraz ekonomicznej i handlowej współpracy UE i Chin

~ z oświadczenia chińskiego Ministerstwa Handlu

Dokładnie o protekcjonizm najczystszej wody oskarża, z drugiej strony, Unia Europejska Chiny. Jak twierdz unijna centrala, Pekin masowo i hojnie dotuje producentów samochodów elektrycznych. To pozwala utrzymywać im dumpingowe ceny, które rujnują konkurencję i prowadzą do wykształcenia się chińskiego monopolu. Który to z kolei, jak zarzucają, jest faktycznym zamierzeniem Chin.

Negocjacje praktyczne

Zaporowe cła na chińskie samochody elektryczne, które UE wprowadziła – wstępie w czerwcu, zaś na stałe niedawno w październiku – wynoszą od około 27 do 48%. Teoretyczna stawka jest nieco mniejsza, obowiązują one jednak nie zamiast, lecz oprócz standardowego, 10-procentowego cła.

Taryfy te wprowadzono po tym, jak kolejne miesiące negocjacji z Chinami okazały się tym, co zwykle – bezskutecznym powtarzaniem w nieskończoność stanowisk obydwu stron. Których żadna ze stron nie miała ani chęci, ani też motywacji, by zmienić.

Wprowadzenie ograniczeń zbiegło się przy okazji z ogólną zimą na rynku samochodów elektrycznych. Popyt na nie doznał w ostatnim okresie istotnego ograniczenia. Z kolei czynniki uprzednio stymulujące ten popyt – pośród których na pierwsze miejsce wysuwały się rządowe dotacje oraz ulgi podatkowe dla ich nabywców – są sukcesywnie likwidowane w miarę potrzeb i napięć budżetowych.

Lipcowa decyzja o ogłoszeniu ceł miała w tym kontekście być swego rodzaju straszakiem na chińskich producentów. Pekin jednak nie tylko się tym nie przejął, ale wręcz usztywnił stanowisko, grożąc retorsjami. Chińczycy liczyli tu zapewne na fakt różnić interesów pomiędzy państwami członkowskimi UE. Które w przeszłości byli już w stanie efektywnie wygrywać na swoją korzyść.

Chiny kręcą nosem

W zeszłym tygodniu do Pekinu udała się unijna delegacja, w celu odbycia kolejnych rund negocjacji. Propozycja unijna miała sprowadzać się do tego, by – w zamian za odwołanie ceł na chińskie EV – wprowadzić mechanizm kontroli wolumenów, które trafiają na rynek, a także ich ceł. Miałoby to pozwolić na wykrywanie i filtrowanie zjawisk dotowania przez Pekin własnych producentów.

Można podejrzewać, że właśnie z uwagi na to ostatnie Chiny mogą być tą propozycją niezbyt zainteresowane. W ich interesie jest utrzymanie dotychczasowej sytuacji (a zwłaszcza – możliwość zdobywania rynku za pomocą dumpingowej polityki cenowej), nie zaś utrata tej możliwości.

O tym, że ich reakcja będzie raczej niechętna, może świadczyć właśnie złożenie skargi do WTO na samym początku tychże negocjacji. Nawet jeśli, hipotetycznie, skarga miałaby nic nie dać, i tak stanowiłaby dyplomatycznego prztyczka.

Komentarze (0)
Dodaj komentarz