Pracownica banku zmarła w pracy, przez 4 dni nikt tego nie zauważył

Pracownica banku Wells Fargo zmarła w pracy. Samo w sobie to byłoby ubolewania godne, lecz nie stanowiłoby wielkiej nowości. To, co godne odnotowania to to, że przez cztery dni reszta obsady biura była słodko nieświadoma jej zgonu. Jak ci ludzie w praktyce ze sobą pracują, skoro dzieją się tam takie akcje…

Nic tak dobitnie nie wyraża idei „żywa atmosfera w pracy” jak podobne historie. Odkładając jednak na bok silenie się na sarkazm, podobne, smutne przypadki niekiedy mogą faktycznie coś powiedzieć na temat jakości kultury korporacyjnej, którą można spotkać w niektórych biurach.

Ad rem – nie wiadomo, czy pani Denise Prudhomme, lat 60, lubiła swoją pracę w banku Wells Fargo. Wiadomo niestety, że nigdy nie doczekała się emerytury, zaś bankowy „kierat” przywiódł ją do kresu jej dni. Przyszła bowiem do pracy 17 sierpnia, około godziny 7 – i już z niej nie wyszła.

„Spostrzegawczy” współpracownicy

Więcej niż pół tygodnia zajęło bankowi zorientowanie się, że coś jest nie tak. Dopiero po tym czasie ochrona obiektu, w którym pracowała, w Temple, w Arizonie, znalazła ją w jej biurze. Po czym wezwała – rychło wczas, po czterech dniach (!) – służby ratownicze.

Te, przybywszy na miejsce, oczywiście stwierdziły to, co pozostawało do stwierdzenia – czyli zgon. Stwierdzić tenże było nietrudno, zwłaszcza że niektórzy pracownicy skarżyli się na nieprzyjemną woń. Uznano ją jednak za pochodzącą z instalacji wodno-kanalizacyjnej – i nic z tym nie zrobiono.

Policja naturalnie wszczęła w tej sprawie śledztwo, choć z nieoficjalnych wypowiedzi wynika, że nie ma powodów, by podejrzewać jakiś podtekst kryminalny. Chyba, że chodziłoby o kryminalne zaniedbanie („criminal negligence„), o które niektórzy zszokowani pracownicy półgębkiem oskarżali bank.

Atmosfera w pracy w Wells Fargo

Wells Fargo oczywiście odżegnuje się od jakiejkolwiek odpowiedzialności. Bank wydał generyczne oświadczenie, w którym wyraża „głęboki smutek z powodu tragicznej straty naszej (…)” i tak dalej. Przekierował zarazem wszystkie pytania o incydent do lokalnej policji.

Pytania jednak się pojawiają, i to właśnie do banku, nie policji. Jakim cudem mogło się bowiem zdarzyć coś takiego (i to w biurze typu open space!), pozostaje zagadką. Nie mają tam serwisu sprzątającego? I na co w takim razie całodobowa ochrona i wszechobecny monitoring?

Każe to także zadać pytanie, czy parcie niektórych pracodawców na powrót do pracy w biurze jest na pewno takim dobrym pomysłem? W domu przynajmniej można mieć nadzieję, że zasłabnięcie pracownika obeszłoby przynajmniej jego domowników…

Komentarze (0)
Dodaj komentarz