Pozew wobec sieci kawiarni – o ubiory. W tle „lobby kawowe” walczy z cłami, czyli kawa budzi napięcie

Jak wiadomo, kawa – a tym bardziej jej brak – potrafi u niektórych rodzić niezdrowe emocje. Zarówno z powodów bezpośrednio z nią związanych, jak i tych, które jej picie przynosi dla gospodarki i finansów. Tak tych wielkich, jak i tych bardzo małych. Spór o te ostatnie rozgrzał właśnie Starbucksa.

Pracownicy tej znanej sieci lokali złożyli bowiem pozew zbiorowy przeciwko firmie. Jego przedmiotem nie są „typowe” naruszenia praw pracowniczych, zmuszanie do bezpłatnych nadgodzin, mobbing w pracy czy sama kawa (np. dlatego, że jest za gorąca/za zimna). Chodzi o nowy dresscode, który wprowadził w firmie zarząd. Nie chodzi przy tym o to, „jaki”, lecz że uczynił to, pomijając pewien nader istotny z punktu widzenia większości ludzi szczegół. Właśnie ten najbardziej bolesny, czyli finansowy.

Pozwy zbiorowe (class action lawsuit, wedle amerykańskiej terminologii prawnej), złożono w dwóch stanach USA – w Illinois, Kolorado . Najpewniej nie jest przypadkiem, że stany te należą do grona tych wyróżniających się najbardziej rozbudowanymi regulacjami dot. pracy. W trzecim stanie – Kalifornii – również może dołączyć pozew. Na razie jednak pracownicy Starbucksa liczą zamiast tego na efekty skargi złożonej w Kalifornijskiej Agencji Pracy i Rozwoju Siły Roboczej.

Kto i za co ma zapłacić

Problemem ma być tu fakt, że kierownictwo firmy, zmieniając wzory ubiorów, które obowiązywać mają pracowników, ograniczyło się w dużej mierze do sformułowania nowych wymagań. Omieszkało natomiast zaoferować im zwrot kosztów zaopatrzenia się w nowe stroje służbowe. Te, jak twierdzi reprezentujący pracowników związek zawodowy Workers United, w myśl oczekiwań Starbucksa ponieść mają z własnej kieszeni zatrudnieni. A to nielegalne, dodają – i domagają się zwrotów.

Starbucks ze swej strony nie odniósł się do samych zarzutów bezpośrednio. Twierdzi jednak, że w ramach nowego dresscode’u stroje są po prostu upraszczane. Zdawałoby się to sugerować, że zdaniem firmy, zmiana nie wywołała jakichś specjalnych kosztów, dlatego też nie ma czego zwracać. Dodała natomiast, że pracownicy dostali bezpłatnie po dwie koszule. Czemu jednak mieliby je otrzymać? Wymaga tego zmiana dresscode’u, czy też firma po prostu wlicza w koszt, że prędzej czy później kawa poplami ich stroje?

Kawa o znaczeniu politycznym

Jeśli natomiast chodzi o problem „kawa w skali makro”, to ten pojawił się na Kapitolu. Grupa amerykańskich reprezentantów – i to, co ciekawe, z obydwu wrogich sobie partii – zamierza wnieść pod obrady Kongresu projekt ustawy, na mocy której kawa i artykuły z niej wykonane zostałyby zwolnione z jakichkolwiek obciążeń celnych. Temat jest bardzo na czasie – jednym z największych dostawców tych produktów do USA była bowiem Brazylia.

Tymczasem ta, zwana nawet niekiedy „Krajem Kawy”, została obciążona przez Biały Dom karnymi cłami rzędu 50% (tak ze względów handlowych, jak i politycznych – chodzi o działania wymierzone w wolność słowa oraz w opozycję wobec lewicowego rządu). To jednak doprowadziło do wstrzymania połowy brazylijskich dostaw – i sprawiło, że już i tak nader droga kawa znów raptownie podrożała (w sierpniu, w sklepach, było to 20,9% w w ujęciu rocznym, zaś w kawiarniach, takich jak Starbucks, nawet 50%).

Nie wiadomo jedynie, czy koalicja kawoszy ma większość odpowiednią, aby doprowadzić do uchwalenia owego aktu – a tym bardziej do przełamania ewentualnego weta Donalda Trumpa. Ten ostatni, jak wiadomo, od kawy preferuje bowiem colę.