Przed ostatnimi wyborami parlamentarnymi budżetówka była jedną z grup docelowych dla ówczesnej opozycji. Wówczas politycy Koalicji Obywatelskiej obiecywali nawet 30% podwyżki dla nauczycieli. Ostatecznie rząd podniósł pensje w sektorze publicznym, ale nie obyło się bez uników i kruczków, które spowodowały niezadowoleni wielu pracowników. Wygląda na to, że szykuje się kolejna fala niezadowolenia. Najnowszy budżet przewiduje jedynie 3% wzrost wynagrodzeń dla pracowników sfery budżetowej. Niezadowoleni są również inne grupy zawodowe. W ostatnich tygodniach nasilają się protesty z różnych stron, ale premier jest w dobrym nastroju.
Budżetówka traci cierpliwość do rządu. Podwyżki znacznie niższe, od oczekiwanych
W 2023 roku Koalicja Obywatelska zdobyła sporo głosów m.in. dzięki obietnicy poprawy sytuacji w szeroko rozumianej sferze budżetowej. Jednak nastroje w tej grupie zawodowej są coraz gorsze. O ile pierwsze podwyżki, z początku 2024 roku, choć nie takie, jak obiecywał rząd, uspokoiły nieco sytuację, o tyle najnowsza propozycja spowodowała, że budżetówka ruszyła na ulice.
Jeszcze w czerwcu Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych wskazywało, że wynagrodzenia w budżetówce muszą wzrosnąć co najmniej o 12%. Zdaniem OPZZ tylko taki wzrost może pomóc nadrobić wieloletnie zaniedbania w kwestii płac oraz zatrzymać odpływ wykwalifikowanych pracowników.
Tymczasem najnowszy budżet zaproponowany przez rząd Donalda Tuska zakłada, że budżetówka otrzyma wynagrodzenia wyższe jedynie o 3%. Propozycja rządu jest powiązana z prognozowaną średnioroczną inflacją (3%) na 2026 rok.
Ta propozycja nie satysfakcjonuje związków zawodowych, które reprezentują szeroko rozumianą budżetówkę. Niezadowoleni są nawet nauczyciele, którzy niedawno doczekali się kilku korzystnych zmian w Karcie Nauczyciela. Zmiany wprowadziły m.in. wzrost nagród jubileuszowych oraz odpraw przed przejściem na emeryturę.
To jednak za mało. 1 września nauczyciele za całej Polski zebrali się pod siedzibą Ministerstwa Edukacji Narodowej, by zaprotestować przeciwko propozycji rządu. Związek Nauczycielstwa Polskiego domagał się m.in. minimum 10% podwyżek wynagrodzeń oraz powiązania pensji nauczycieli z przeciętnymi wynagrodzeniami w gospodarce.
Protestują również górnicy. Minister – „Górnicy zarabiają za dużo”
W ostatnich dniach głośno było również o protestach górników. Ta grupa nie jest zaliczana do budżetówki, choć sektor górnictwa jest mocno uzależniony od budżetu państwa. Górników mocno rozzłościła niedawna wypowiedź Katarzyny Pełczyńskiej Nałęcz, która zarządza Ministerstwem Funduszy i Polityki Regionalnej. Minister stwierdziła, że „górnicy zarabiają za dużo, a węgiel jest za drogi w wydobyciu”. Oliwy do ognia dodała zapowiedź ministra energii. Miłosz Motyka dał do zrozumienia, że możliwe są zmiany tzw. Umowy Społecznej.
Po tych wydarzeniach kilkuset górników przybyło do Warszawy, by zaprotestować przeciwko pomysłom obniżania ich wynagrodzeń. Protestujący domagali się również wyjaśnień odnośnie wydatków z Krajowego Planu Odbudowy. Na początku tygodnia górnicze związki zawodowe zapowiedziały, że szykują kolejne protesty.
Premier w doskonałym nastroju. „Mam tutaj sensacyjny raport”
W momencie, gdy budżetówka i górnicy protestują, rząd zdaje się być w całkiem dobrym nastroju. We wtorek premier Donald Tusk pochwalił się raportem Światowej Organizacji Współpracy i Rozwoju. Z wykresu, który przedstawił szef rządu, wynika, że ilość pieniędzy w portfelach Polaków rośnie najszybciej na świecie. Jak stwierdził premier, „wyprzedzamy takich bogaczy jak Holandia, Wielka Brytania, Francja, Stany Zjednoczone, Australia, Kanada”.
Wśród komentarzy pod nagraniem, które premier zamieścił na X, pojawiają się jednak uwagi dotyczące kilku kwestii. Użytkownicy zauważają, że jednocześnie rosną koszty życia, m.in. rachunki za prąd i ogrzewanie oraz ceny żywności w sklepach.