Wielka Brytania nie słynie dziś jako potęga kosmiczna. Kraj ten, pomimo wspaniałego dziedzictwa swej kultury technicznej, już w czasach Zimnej Wojny pozostawał technologicznie daleko w tyle za głównymi aktorami biorącymi udział w wyścigu w kosmos. Nie tylko zresztą za USA i Związkiem Sowieckim (niegdyś) czy Chinami (dzisiaj), ale też krajami w rodzaju Japonii, Indii (skądinąd swojej dawnej kolonii) czy Francji (czyli tradycyjnego europejskiego konkurenta – co akurat musiało boleć).
By oddać skalę brytyjskiej niemocy w tej kwestii, wystarczy wspomnieć, że brytyjska broń atomowa – a chyba ciężko o bardziej wrażliwą dziedzinę – jest w całości zależna od importu! A konkretnie, od rakiet Trident II, produkcji amerykańskiego koncernu Lockheed Martin. Skoro władze niegdysiejszej królowej mórz nie są w stanie zapewnić samowystarczalności nawet w tej kwestii, to czego można spodziewać się w dziedzinie lotów w kosmos i eksploracji przestrzeni międzyplanetarnej…?
Może to dziwić o tyle, że brytyjskie koncerny zbrojeniowe czy ośrodki naukowe do dziś należą do światowej czołówki. Zjednoczone Królestwo jako całość wydaje się jednak owładnięte instytucjonalną impotencją, czyniącą je niezdolnym do wykorzystania tego potencjału. Co smutne, w istocie nietrudno odpowiedzieć na pytanie, dlaczego Wielką Brytanię pochłania taki technologiczny i organizacyjny regres. Wystarczy w tym celu wsłuchać się w głosy brytyjskich polityków.
Tacy ludzie rządzą…
Przed Państwem George Freeman MP [Member of Parliament – przyp. Aut.]. Ma on do zaoferowania kilka cennych uwag w zakresie wyścigu w kosmos. Pan Freeman MP jest przy tym nie tylko zwyczajnym MP, ale także byłym ministrem nauki, rozwoju, technologii i innowacji (sic!), i to w dwóch gabinetach. Jak konkretnie widziałby on przyszłość starań o ekspansję ludzkości w przestrzeni? Otóż… nie widziałby jej on wcale. Ma bowiem na myśli rzeczy ważniejsze niż loty w kosmos – takie na przykład, jak regulacje.
„Space needs a global regulatory alliance led by and headquartered in a trusted nation. You need a country that’s got a long and distinguished history as a trusted partner, a long, 300-year role as a regulator of choice”
W tonie całkowicie pozbawionym ironii stwierdził, że Wielka Brytania, nie czująca się na siłach rywalizować z innymi krajami (o rozmachu działań SpaceX nawet nie wspominając) w dziedzinie wyścigu do gwiazd, nie powinna nawet tego próbować. Zamiast tego winna bowiem skupić się na „dążeniu do przywództwa w zakresie regulacji”. I zaproponował utworzenie kosmicznej międzynarodówki, która miałaby w tym zakresie uzyskać uprawnienia (z czyjej autoryzacji…?) do objęcia kosmosu nadzorem regulacyjnym.
Zamiast zdobywać kosmos, zdobywajcie zezwolenia i licencje
Międzynarodówka pana Freemana nazywałaby się „Earth∞ Space Sustainability Initiative” [pisownia oryginalna], w skrócie ESSI. Pomysł jej założenia wspierają już jakoby Kanada, Japonia i Szwajcaria. Organizacja ta miałaby ukrócić obecną sytuację, w której w kosmos lata każdy, kto ma ku temu techniczne i finansowe możliwości. A przecież tak być nie może – żeby ludzie robili sobie, co chcą, bez pytania się jakichś, jakichkolwiek władz o zgodę… no zgroza. Przynajmniej dla pana byłego ministra i MP. .
„The truth is, with little or no regulation space is in danger of becoming a free-for-all wild west of commercial and military satellites being launched in the new space race”
Po tym, jak w ciągu II połowy XX stulecia brytyjskiej biurokracji udało się skutecznie zadeptać rozwój innowacyjnego przemysłu w kraju, Freeman chciałby oddać właśnie tej biurokracji kontrolę nad wyścigiem w kosmos na całym świecie. Dzisiejsza Wielka Brytania może nie jest liderem w zakresie technologii, mówi były minister ds. technologii, ale za to może być liderem w zakresie regulacji (właśnie które rozwój technologii skutecznie tam zdusiły). I powinna z tej „szansy rozwojowej” skorzystać.
Pretekst się znajdzie, a potem pójdzie z górki
Uzasadnieniem wprowadzenia takich regulacji miałyby być problemy, jakie powoduje ekspansja kosmiczna. Freeman wymienia tutaj zaśmiecenie orbity śmieciami czy kwestie ubezpieczeń w kosmosie. I oczywiście, istnienie niezerowa szansa, że problemy te faktycznie mogą kiedyś dać się odczuć. Przynajmniej w teorii – w praktyce bowiem, jeśli chodzi o wspomniane zaśmiecenie, przestrzeń kosmiczna jest i tak nieustannie zaśmiecana bez udziału człowieka, siłami samych procesów naturalnych.
„It can gradually evolve (…) You could imagine, say, on space traffic control, that you wouldn’t get permission to launch from aviation authorities unless you’ve got a licence to operate. Licence to operate says you must be compliant with basic standards”
Rzecz jednak w tym, że kwestie takie jak zaśmiecenie brytyjski polityk postrzega głównie jako pretekst, by wprowadzać coraz dalej idący reżim kontrolny, coraz mocniej dokręcać śrubę i ograniczać swobodę działalności w kosmosie. I liczy – nie on sam zresztą, biorąc pod uwagę, że jego sny o potędze kosmicznej biurokracji nagłośnił prorządowy „Guardian” – że standardy urzędniczej kontroli nad życiem gospodarczym rodem z Wielkiej Brytanii narzucone zostaną jako norma międzynarodowa.
Brzemię „lidera”
To wszystko mówi człowiek nie tak dawno odpowiedzialny za rozwój nauki i innowacji! Nasuwałoby się tu sformułowanie „koniec świata”, ale w przypadku problematyki obejmującej kosmos może ono brzmieć dwuznacznie. Można za to zadać odrobinę niedyplomatyczne pytanie, jak właściwie owe wspaniałe, brytyjskie standardy biurokratycznego nadzoru nad inicjatywą prywatną i rynkiem sprawdziły się w praktyce? Otóż najprościej byłoby powiedzieć, że sprawdziły się „odmownie”.
By nie szukać daleko przykładów i ograniczyć się do samej sfery kosmicznej – w lecie 2023 roku brytyjska agencja kosmiczna (UK Space Agency) ogłosiła mapę drogową dotyczącą 11 obszarów technologicznych, w których brytyjski przemysł „jest liderem lub byłby dobrze sytuowany do odgrywania roli lidera”. I których rozwój miałby być podstawą „procesu decyzyjnego” podejmowanego przez kompetentne w tej materii czynniki rządowe.
Tymczasem chyba jedyne brytyjskie przedsiębiorstwo kosmiczne, które działało na szerszą skalę, Virgin Galactic, od początku unikało nawet zarejestrowania się w Wielkiej Brytanii. Swoje operacje, zresztą i tak zawieszone do co najmniej 2026 r. i wprowadzenia nowego modelu statku kosmicznego, prowadziła z Ameryki. Jej siostrzana spółka Virgin Orbit, obsługująca działalność satelitów, zbankrutowała zaś już na wiosnę 2023 r. Brytyjskie władze widzą się jednak w roli „lidera”.
Sami nie polecimy w kosmos, to innym też nie damy?