Donald Trump przybył dzisiaj do Wielkiej Brytanii z oficjalną wizytą. Tą „państwową”, która w dawnej brytyjskiej nomenklaturze ma znacząco wyższą rangę od zwykłej wizyty „roboczej”, obejmuje odwiedziny u monarchy i stanowi formę gestu politycznego wobec wizytującego. To ostatnie jednak nie dziwi – i to mimo faktu, że Trump nie uchodzi za fana obecnego brytyjskiego rządu laburzystowskiego z premierem Keirem Starmerem. Z wzajemnością zresztą (by przywołać choćby zaangażowanie partii Starmera w kampanię wyborczą po stronie Demokratów w USA, nielegalne zresztą).
Trump na czerwonym dywanie
Ponad wzajemny sentyment, tudzież jego brak, przebijają się jednak interesy. I właśnie w tym celu przyjechał Trump, który nawet mimo wybitnie transakcyjnego stylu prowadzenia polityki w dalszym ciągu zdaje się honorować tradycję „specjalnych relacji” między Wielką Brytanią i Stanami Zjednoczonymi, a sięgającą korzeniami jeszcze II wojny światowej. Sygnałem tego była wcześniejsza umowa dot. ceł. I choć Wielka Brytania boleśnie odczuła ich wprowadzenie ze strony USA, to wynegocjowana 10% stawka jest jedną z najbardziej preferencyjnych, jaką komukolwiek zaproponował Trump.
Ze swej strony Starmer, którego gabinet w polityce wewnętrznej zdążył zaznaczyć się jako jeden z najmocniej lewicowych i najskrajniejszych w dziedzinie wokeizmu rządów brytyjskich w historii, relacji z Trumpem potrzebuje tym bardziej. Wielka Brytania ma problemy (i jeszcze gorsze perspektywy) gospodarcze, w znacznej mierze na własne życzenie, w wyniku skrajnego przeregulowania, nieumiarkowanego fiskalizmu władz oraz fanatycznie doktrynalnego forsowania polityki „klimatycznej” oraz celów „neutralności węglowej”, aliast Net Zero.
Partnerstwo i dziesiątki miliardów
Mając to na względzie, nie dziwi, że brytyjski premier bardzo potrzebował finalizacji negocjowanej już od jakiegoś czasu umowy między Wielką Brytanią a Stanami Zjednoczonymi, a dotyczącej strategicznego partnerstwa w dziedzinie technologicznej. W umowie, zatytułowanej 'Tech Prosperity Deal”, obydwa kraje zobowiązały się do współpracy w dziedzinie AI, a także komputerów kwantowych i kwantroniki oraz energetyki nuklearnej. Co być może najważniejsze dla brytyjskiego rządu, amerykańskie firmy mają w jej ramach zainwestować 42 miliardy w infrastrukturę technologiczną w Wielkiej Brytanii.
Chodzi tu o firmy takie jak CoreWeave, Google, Microsoft, Nvidia i OpenAI. Ich przedstawiciele towarzyszyli zresztą Trumpowi w toku wizyty. Umowę podpisano, choć nie do końca wiadomo, czy wszystkie jej aspekty są jawne. Amerykański prezydent deklarował bowiem, że w toku wizyty zamierza poruszyć także niewygodne kwestie, np. (nie)przestrzegania przez brytyjskie władze wolności słowa, a nawet próby narzucania postępowej cenzury amerykańskim firmom. Zjawiska skrajnie wrogo postrzeganego przez polityczne zaplecze samego Trumpa.