W październiku inflacja w Argentynie wyniosła 2,7%. Taka wysokość inflacji cechuje wiele krajów na świecie, nader często o zdrowej gospodarce. Czemu to w takim razie trudne do uwierzenia? Ponieważ o Argentynie do niedawna można było powiedzieć wszystko, ale nie to, że ma zdrową gospodarkę.
Informacje dot. dynamiki wskaźnika inflacji podał we wtorek Narodowy Instytut Statystyk i Cenzusu Argentyny (INDEC). Zgodnie z opublikowanym przezeń raportem, inflacja stabilnie spadała, wynosząc 2,7% w październiku, w porównaniu do 3,5% we wrześniu.
I nawet jeśli te oficjalne wartości nieco różnią się od tych odczuwalnych w praktyce, to i tak jest to wręcz epokowe osiągnięcie.
Z nocnego koszmaru do nowego świtu
Wystarczy bowiem pamiętać, że jeszcze rok temu inflacja w tym kraju była trzycyfrowa. Argentyna zaledwie w ciągu ostatnich dwóch dekad trzykrotnie (!) zbankrutowała. Gospodarka tego kraju, niegdyś jednego z najbogatszych na ziemi, była zaś cieniem dawnej świetności.
Sytuacja radykalnie (i nie dla wszystkich korzystnie) zmieniła się, gdy władzę w Argentynie objął prezydent Javier Milei. Rzeczony – libertarianin o wybuchowym charakterze, duszy showmana i skłonności do spektakularnych gestów – rozpoczął gwałtowne, szokowe reformy gospodarcze.
Większość obserwatorów była sceptyczna wobec szans ich powodzenia. Milei miał bowiem przeciwko sobie nie tylko cały establishment polityczny i urzędniczy związany z partią peronistowską, uprzednio niepodzielnie rządzącą przez dekady.
Przeciwko jego zmianom protestowały (i protestują nadal) potężne związki zawodowe. Co jeszcze ważniejsze, jego partia nie ma większości w żadnej z izb argentyńskiego Kongresu (w obydwu jest niewielkim ugrupowaniem). Dodatkowo na kraj cały czas naciskali wierzyciele oraz IMF.
Pacjent, co znów wydaje oznaki życia
Ku zaskoczeniu wielu, Milei okazał się nader sprawnym negocjatorem, skutecznie pozyskując w Kongresie poparcie dla swoich reform. Przede wszystkim jednak dokonał gargantuicznej, szokowej deregulacji, likwidując tysiące przepisów, regulacji i wymogów.
Rozpoczął także szeroko zakrojone cięcia w rozrośniętej administracji państwowej, zmniejszył koszty jej funkcjonowania i zapoczątkował prywatyzację szeregu „narodowych” przedsiębiorstw. To zaskarbiło mu naturalnie zapiekłą wrogość związkowców, Milei wydaje się jednak wręcz z niej zadowolony.
Co być może najważniejsze z punktu widzenia gospodarki, obecny prezydent Argentyny jest zapiekłym przeciwnikiem dodruku pieniądza. Kolejne odmiany „luzowania ilościowego” były tymczasem standardową metodą finansowania wiecznego deficytu budżetowego pod rządami peronistów.
Inflacja rodem z innej bajki
Kraj jest na progu skoku w rozwoju rodzimej energetyki. Milei forsuje bowiem program eksploatacji rodzimych złóż ropy i gazu z argentyńskich łupków bitumicznych i wspiera projekty wydobywcze w tym zakresie. W tym także te wewnętrzne, na co poprzednio ciężko było wiarygodnie liczyć.
Milei zniósł kontrolę cen oraz bariery administracyjne wobec posługiwania się kryptowalutami. W rezultacie aktywnych zabiegów o pobudzenie inwestycji, w tym tak wewnętrznych, jak i zagranicznych, klimat biznesowy w Argentynie zaczął się, po raz pierwszy od dawna, wyraźnie zmieniać.
Oczywiście, inflacja na „ludzkim” poziomie to nie koniec wyzwań stojących przed Argentyną. Ekipa Milei stopniowo dewaluowała rodzime peso (było ono uprzednio utrzymywane na fikcyjnym, sztucznie zawyżonym poziomie).
Milei zadeklarował jednak w swoim wpisie, że rząd spowolni tempo owej dewaluacji z 2% do 1%, jeśli wzrost cen w kraju utrzyma się poniżej tegomiesięcznego poziomu 2,7%.