Niemiecka gospodarka znów znalazła się pod presją. W maju zamówienia w niemieckim przemyśle spadły o 1,4% w ujęciu miesięcznym. Zatem to pierwszy taki spadek od stycznia i wynik znacznie gorszy od oczekiwań rynku. Statystyki rozczarowały nawet tych, którzy liczyli na lekkie schłodzenie koniunktury — prognozy zakładały bowiem zaledwie marginalny spadek. Zaledwie o 0,2%.
Za kulisami tych danych kryje się głębszy problem. Utrzymująca się niepewność wokół polityki handlowej USA. Oraz osłabienie popytu wewnętrznego, które uderza w fundamenty największej gospodarki Europy. I nie miejmy złudzeń. Polska, jako główny partner handlowy Niemiec, również to odczuje.
Zamówienia krajowe dramatycznie w dół
Największym zaskoczeniem okazał się gwałtowny spadek zamówień krajowych, które w maju obniżyły się aż o 7,8% względem kwietnia. Szczególnie mocno oberwał segment dóbr inwestycyjnych — tu zamówienia z Niemiec spadły aż o 12,7%.
To wyraźny sygnał, że niemieckie firmy zaczęły wstrzymywać decyzje inwestycyjne, czekając na rozwiązanie niepewności związanej z możliwymi amerykańskimi taryfami. Twarde dane to jedno, ale ton komunikatów firm takich jak Bosch, Merck czy Continental — w których mowa o redukcji zatrudnienia, zamykaniu zakładów i korekcie prognoz … Dobitnie pokazuje, że realne napięcia już się materializują.
Sygnały mieszane z zagranicy
Nieco jaśniejsze światło rzuca sytuacja zamówień zagranicznych, które wzrosły o 2,9%. W szczególności zaskoczyła dynamika zamówień spoza strefy euro — +9% w skali miesiąca. To sugeruje, że firmy w USA i Azji nadal zabezpieczają łańcuchy dostaw, obawiając się przyszłych ceł. Z drugiej strony, popyt ze strefy euro spadł o 6,5%, co może sugerować ogólne osłabienie aktywności przemysłowej na kontynencie.
Co dalej z niemiecką gospodarką – i co z Polską?
Niemiecka gospodarka od trzech lat balansuje na granicy stagnacji. Wskaźniki PMI w przemyśle nieprzerwanie pokazują kurczenie się aktywności, a nadzieje na impuls fiskalny. Mimo zapowiedzi o zwiększeniu wydatków infrastrukturalnych i wojskowych – wciąż są bardziej deklaracją niż faktem. Bundesbank przewiduje co prawda odbicie w 2027 roku (+1,2% PKB), ale w krótkim terminie to „dryfowanie” może być trudne do przetrwania dla tysięcy niemieckich firm – i ich dostawców, także z Polski.
Bo to właśnie polski eksport do Niemiec – zwłaszcza w segmencie komponentów, materiałów bazowych i urządzeń elektrycznych – w największym stopniu odczuwa te wahania. Gdy zamówienia w niemieckim przemyśle spadają, zamiera też popyt na półprodukty i usługi z naszej strony Odry. Już dziś firmy transportowe, producenci mebli, komponentów motoryzacyjnych czy AGD sygnalizują niższe zamówienia z Niemiec. Jeśli ten trend się utrzyma, polski przemysł będzie musiał szukać nowych kierunków eksportu – co w obecnych realiach geopolitycznych wcale nie będzie łatwe.
Jest źle a może być gorzej
Majowy spadek zamówień w niemieckim przemyśle to nie tylko korekta po jednorazowych dużych zleceniach z kwietnia, ale poważny sygnał ostrzegawczy dla całej europejskiej gospodarki. Jeśli rozmowy handlowe z USA zakończą się fiaskiem, a niemiecki rząd nie przyspieszy z uruchamianiem impulsu fiskalnego, może nas czekać kolejna fala dekoniunktury. A wtedy Polska – jako gospodarka silnie zintegrowana z niemieckim przemysłem – nie pozostanie obojętna na skutki.