Po kilku miesiącach chwiejnych wyników polski handel detaliczny pokazał w lipcu zdecydowanie mocniejsze oblicze. Najnowsze dane GUS wskazują, że sprzedaż wzrosła aż o 4,8 proc. rok do roku. Czyli znacznie powyżej rynkowych prognoz, które zakładały raczej umiarkowany wzrost w okolicach 3,2 – 3,5 proc. rok do roku.
To sygnał, że konsument, który jeszcze na początku lata sprawiał wrażenie nieco zmęczonego inflacją i niepewnością, dziś znów odgrywa rolę jednego z motorów gospodarki. Choć ostatnie dane o wynagrodzeniach rozczarowały niższą dynamiką, sprzedaż wygląda solidnie. Dla inflacji ta miara może być istotniejsza i stawia pod znakiem zapytania, czy NBP obniży w tym roku stopy procentowe. Pytanie jednak powinno raczej brzmieć, czy zrobi to raz, czy dwa razy.
Do publikacji odniósł się minister finansów Andrzej Domański, pisząc o „kolejnych mocnych danych z polskiej gospodarki” i podkreślając rosnącą siłę nabywczą Polaków. Dla Rady Polityki Pieniężnej lipcowe dane są argumentem za ostrożnością w dalszym luzowaniu polityki monetarnej. Silna konsumpcja, nawet jeśli wspiera PKB, niesie bowiem ryzyko ponownego rozbudzenia presji cenowej.
Decyzja RPP ws. stóp procentowych będzie miała miejsce już jutro około 15:00, we wtorek 26 sierpnia.
Skok większy niż oczekiwano
Odczyt lipcowy to nie tylko odbicie po słabym czerwcu, kiedy sprzedaż wzrosła jedynie o 2,2 proc. rok do roku, ale też wyraźne przyspieszenie wobec majowych 4,4 proc. W ujęciu miesięcznym skala poprawy również robi wrażenie. To aż 4,4 proc., przy oczekiwaniach na poziomie 3,2 proc.
Ekonomiści, którzy jeszcze niedawno debatowali, czy Polacy przesuwają swój popyt z towarów na usługi, dziś dostają jasny sygnał. Portfele konsumentów nie są wcale tak wątłe, jak mogło się wydawać. Liderem sprzedażowego rajdu okazała się kategoria większych dóbr trwałego użytku. Mianowicie meble, AGD i RTV.
Tu dynamika roczna sięgnęła aż 15,3 proc., a względem czerwca zakupy wzrosły o niemal tyle samo. Dla branży, która jeszcze miesiąc wcześniej notowała bolesny, ponad ośmioprocentowy spadek w skali miesiąca, to prawdziwe odreagowanie. Prawdopodobnie był to efekt sporej ilości promocji.
Przyspieszył też handel odzieżą i obuwiem (+14,7 proc. rdr) oraz sprzedaż pojazdów mechanicznych (+10,7 proc.). Nie wszystkie segmenty rynku mogą jednak mówić o hossie. W grupie „żywność, napoje i wyroby tytoniowe” zanotowano symboliczny spadek o 0,4 proc. rok do roku. W kategorii „pozostałe towary” aż o 5,5 proc.
Widać więc, że gospodarstwa domowe są skłonne inwestować raczej w większe, jednorazowe zakupy niż zwiększać bieżące wydatki na żywność. To zresztą logiczne w okresie spadającej inflacji. Realna siła nabywcza rośnie. Konsumenci czują, że stać ich na coś więcej niż tylko zakupy „od pierwszego do pierwszego”. Nie możemy bagatelizować jednak teorii, wedle której zakupy mogły być podyktowane wyprzedażami i w takim kontekście wyższa sprzedaż detaliczna nie musi być wcale jednoznacznym sygnałem siły konsumenta.
Handel internetowy na zakręcie
Interesujący jest także wątek e-commerce. Wartość sprzedaży online wzrosła co prawda o 2,5 proc. w porównaniu z ubiegłym rokiem, ale udział zakupów internetowych w całym handlu delikatnie spadł – z 8,8 do 8,6 proc. Polacy w okresie letnim częściej wybierają tradycyjne zakupy w sklepach stacjonarnych, szczególnie w kategoriach takich jak odzież czy AGD. Kontakt z produktem nadal jest ważny.
Lipcowy wyskok sprzedaży detalicznej ma znaczenie strategiczne. To pierwszy miesiąc trzeciego kwartału, a więc ważny punkt odniesienia dla prognoz wzrostu PKB. Konsumpcja prywatna szybko rośnie, a kolejny odczyt może przynieść jeszcze większe ożywienie, przez efekt niskiej bazy z ubiegłego roku.