Jak informował The Telegrapgh, nowy laburzystowski sekretarz ds. energii, Ed Miliband, niemal natychmiast po objęciu swojej ministerialnej pozycji nakazał wprowadzenie natychmiastowego zakazu na wszystkie nowe wiercenia naftowe na Morzu Północnym. Partia Pracy forsuje bowiem bez ceregieli założenia „net zero.
Podejmując tę decyzję, Miliband, dawny lider Partii Pracy, miał ten sposób odwrócić efekty pracy podległych sobie urzędników. Realizował zarazem w ten sposób surrealistyczny zdaniem krytyków program „neutralności węglowej” w Wielkiej Brytanii. Albion pod rządami Partii Pracy ma bez względu na konsekwencje dążyć do „net zero”.
Niedługo po publikacji artykułu pojawiło się pełne irytacji dementi. Jak wyjaśnia podległy mu departament, wcale, ale to wcale nie zakazał on wszystkich nowych wierceń. Zakazał on wydawania licencji na wiercenia na wszystkich nowych polach. Co prawda oznacza to, że nie licząc tych wniosków, które były już procedowane, efekt będzie ten sam. Ale za to pan sekretarz może wskazać, że został niesłusznie pomówiony.
Miliband, którego pełny tytuł brzmi „Sekretarz ds. Bezpieczeństwa Energetycznego oraz Net Zero”, znany jest ze swojego zafiksowania na punkcie tego drugiego czynnika. Nawet, jak wskazuje opozycja, jeśli dzieje się to kosztem tego pierwszego. Sekretarz zdaje się zresztą nawet tego nie wypierać. Jak zakomunikował jego resort, będzie on realizował manifest wyborczy Partii Pracy w tym zakresie.
Nie będzie przemysłu, będzie „net zero”
A tak się składa, że manifest ten ten przewiduje „stopniowe i odpowiedzialne” wygaszanie wydobycia ropy i gazu na Morzu Północnym. Niegdyś stanowiącym jedną z podstaw bezpieczeństwa energetycznego Wielkiej Brytanii. Manifest ten dodaje z egzaltacją, że owo wygaszanie będzie „uznawać dumną historię” przemysłu naftowego.
Można jednak założyć, że dla przedstawicieli tegoż przemysłu naftowego, przewidzianego do przysłowiowego „zaorania” przez Partię Pracy, fakt uznania przez nią jego „dumnej historii” jawi się bardziej jako obelga niż kompensacja. Laburzyści nie zważają jednak na takie drobnostki Idzie im bowiem o wyższą wartość. O Klimat! oraz o Przyszłość! Przyszłość ta ma być zagrożona, jeśli w ciągu X lat ludzkość nie odejdzie od paliw kopalnych, zaś ekonomia nie stanie się zielona.
Niestety ktoś zapomniał powiedzieć o tym krajom Azji i Bliskiego Wschodu. Zaś homeryckie wysiłki, aby ograniczyć emisje węglowe w Wielkiej Brytanii, przypuszczalnie zdadzą się przysłowiowemu psu na budę.
Jeden kraj straci, inny kraj zyska
Oto bowiem zaledwie dwa tygodnie temu poinformowano, że Chiny planują budowę setek kolejnych elektrowni węglowych. Żaś gdy Wielka Brytania planuje „stopniowe i odpowiedzialne” wygaszanie wydobycia na Morzu Północnym, w Kuwejcie właśnie ogłoszono odkrycie nowych, bogatych złóż ropy i gazu.
Złoża owe państwowy koncern Kuwait Oil Co., zlokalizował na dnie Zatoki Perskiej. Pole naftowe Al-Nukhida, w którym je odkryto, leży na wschód od wyspy Failaka. Szacuje się, że zawiera ono 2,1 miliarda baryłek ropy oraz ekwiwalent kolejnych 3,2 miliarda baryłek ropy w postaci gazu. Jak się można domyśleć, Kuwejt ani myśl, by w imię „net zero” powstrzymać się od ich eksploatacji.
O „stopniowym i odpowiedzialnym” wygaszaniu już prowadzonego wydobycia nawet nie wspominając. Tym sposobem emisje węglowe (notabene pomijalne w stosunku do wolumenów gazów cieplarnianych wyrzucanych przez np. wulkany) po dawnemu będą trafiać do atmosfery. Tyle że kto inny będzie zbierać tego owoce gospodarcze.
Partii Pracy to jednak nie zniechęca. Jej zdaniem ropa i gaz są „niezgodne z międzynarodowymi zobowiązaniami dot. zmian klimatycznych”. A zamiast tego proponuje Plan Zielonej Prosperity. Oczywiście na kredyt, ale – jak uzasadnia sekretarz Miliband – to „inwestycja w przyszłość”.