Miasto bankrutuje, winne setki milionów – przez ekologiczny fanatyzm wymierzony w węgiel

Miasto Oakland, w Kalifornii, znajduje się na progu bankructwa. Leżące w obrębie aglomeracji miejskiej San Francisco Oakland zasadniczo nie planowało podawać tego faktu do wiadomości publicznej, jednak dzięki niekompetencji miejskich władz i tak tego dokonano – „przypadkowo”, jak twierdzono. Do Internetu wyciekły bowiem dwa raporty dotyczące stanu miejskich finansów. Władze usiłowały potem te raporty usunąć z Internetu, szeroka publika zdążyła już do tego czasu zapoznać się z ich treścią.

Czynnikiem, który może (i najpewniej zdoła) popchnąć Oakland w otchłań bankructwa, jest wyrok, który zapadł na niekorzyść miejscowych władz w wytoczonej przeciwko nim sprawie. Normalnie nie byłoby to nic nadzwyczajnego – problemy budżetowe i administracyjne w Oakland, politycznie stanowiącym nieomal „republikę jednopartyjną”, nie były przecież niczym nowym. Jednak konieczność zapłaty odszkodowania potencjalnie przekraczającego pół miliarda dol. przerasta miejski budżet.

Co ważne, miasto załatwiło sobie ten problem całkowicie na własne życzenie. Jego źródłem jest terminal portowy ulokowany w dawnej bazie wojskowej na terenie miasta. Terminal ten, na który licencję wydano jeszcze w 2013 roku, miał być przeznaczony do załadunku i obsługi transportów eksportowych węgla. I to szybko sprowokowało falę sprzeciwu miejscowych aktywistów klimatycznych oraz ruchów miejskich. Co prawda węgiel pochodzić miał z Kentucky, nie z Kalifornii, ale technikalia nie miały tu znaczenia.

Miasto bowiem szybko uległo ekologom i przyjęło lokalne przepisy zakazujące transportu węgla przez jego teren. Bez jakichś konkretnych przyczyn – po prostu uznano, że „zmiany klimatyczne” są powodem koniecznym i wystarczającym, zaś transport węgla przez teren miasta miałby rzekomo przyczyniać się do „globalnego ocieplenia”. Tyle, że stało to w całkowitej sprzeczności z kontraktem zawartym z operatorem terminalu, który przecież dokładnie po to ten kontrakt zawarł.

Aktywiści zażądali, miasto zapłaci

Co więcej, wprowadzona od rzeczy blokada doprowadziła do faktu, że firma wydobywcza z Kentucky, która już zakontraktowała wysyłkę swojego węgla, nie była w stanie zrealizować dostaw. Co doprowadziło ją do bankructwa. Miasto Oakland uważało naturalnie, że to nie jego problem – jednak zarówno wydobywca, jak i operator terminala, niejaki Phil Tagami, zrobili rzecz oczywistą, tj. pozwali je. I wygrali proces, w pierwszej, a potem i w kolejnych instancjach.

W myśl serii niekorzystnych dla Oakland orzeczeń, musi ono nie tylko wycofać swój zakaz i umożliwić operatorowi budowę terminalu, ale także zadośćuczynić wywołane przez siebie z przyczyn ideologicznych straty firmie wydobywczej z Kentucky. Ta domaga się 654 milionów dolarów, miasto uważa, że powinno zapłacić najwyżej 230 milionów. Sędzia miał sugerować, że wartość ta, której jeszcze nie ustalił, będzie się wahała pomiędzy tymi liczbami.

Nawet jednak w optymistycznym dla Oakland scenariuszu miasto, które w zeszłym roku miało 93 miliony dolarów deficytu , może przez to po prostu zbankrutować. Ale za to kilku aktywistów miało satysfakcję, że „dołożyli” znienawidzonym paliwom kopalnym.