Po tym, jak operatorzy portów wprowadzili ich lokaut – a to w reakcji na strajk organizowany przez związki zawodowe – kanadyjski rząd nakazał ich otworzenie. Polecił także obydwu stronom porozumienie się – jeśli w ogóle o czymś takim, jak „porozumienie w wyniku rządowego nakazu” można mówić.
Niektórych doniesień nie sposób ująć tak, by nie brzmiały w niezamierzony sposób ironicznie. Tak jest też i w tym przypadku. Rząd Kanady polecił bowiem niezależnej (?) radzie negocjacyjnej, by rozwiązała coraz bardziej palący problem, jakim dla kanadyjskiej gospodarki i całego kraju jest groźba paraliżu portów. Rada, w teorii negocjacyjna, ma rozwiązać kwestię w drodze „wiążącego arbitrażu”.
Ciało to – oficjalnie zwące się Kanadyjską Radą Stosunków Pracy (Canada Industrial Relations Board) – ma rozstrzygnąć spór, który rozgorzał pomiędzy operatorami portów w tym kraju oraz zatrudnionymi tam dokerami. Chodzi, jak zwykle, o podwyżki i benefity. Operatorzy proponowali 20% w ciągu sześciu lat, związkowcy chcieli więcej. Tysiące dokerów w Kanadzie zapowiedziało więc z tego powodu strajki.
Strajk vs lokaut
W ramach retorsji, operatorzy portów wprowadzili lokaut w portach i usunęli brygadzistów oraz członków związków zawodowych z dotkniętych konfliktem portów.
Sytuacja ta, tradycyjnie dla tak krytycznej infrastruktury, zaczęła szybko przekładać się na odczuwalne problemy dla gospodarki całego kraju. Lockout dotknął porty na wybrzeżu Pacyfiku, w prowincji Kolumbia Brytyjska (Vancouver oraz Prince Rupert), a także na Rzece Świętego Wawrzyńca (w Montrealu).
Pierwsze obsługują wysokie wolumeny towarów trafiających na eksport, w tym zboża, drewna, potażu czy minerałów. Drugi z kolei jest krytycznym punktem przeładunkowym dla zaopatrzenia najgęściej zaludnionej części Kanady, w prowincjach Quebec i Ontario. Najpewniej z tego względu, wzmocnionego dodatkowo alarmistycznymi głosami przedstawicieli przemysłu, rząd kanadyjski postanowił rozwiązanie kwestii wymusić.
Rząd *naciska*
Decyzję o przymusowym skierowaniu protestu do „wiążącego arbitrażu” ogłosił na konferencji prasowej Steven MacKinnon, minister pracy. Jak stwierdził, strajk i lokaut portów stanowią „zagrożenie dla kanadyjskiej gospodarki, łańcucha dostaw, tysięcy miejsc pracy oraz reputacji” Kanady. Jak dodał, w negocjacjach pomiędzy związkowcami a pracodawcami nastąpił totalny impas. Bez żadnych perspektyw na to, by strony się porozumiały.
Nie wiadomo, jak szybko taki arbitraż mógłby się odbyć – jego wynik najpewniej będzie nieprędko. Rzecz jednak w tym, że póki to nastąpi, porty mają działać na starych zasadach. Co biorąc pod uwagę zarówno obiektywny wpływ na gospodarkę, jak i nieodległe wybory parlamentarne, wydaje się dla kanadyjskiego rządu najważniejsze.