Kryzys na linii USA-Chiny wraca? Alibaba oskarżona o spisek

Alibaba Group Holding Limited – firma znana polskim odbiorcom przede wszystkim z prowadzenia portalu handlowego Aliexpress, który jednak nie stanowi jej jedynej, ani nawet głównej sfery działalności – pomaga namierzać swoich klientów chińskim siłom zbrojnym i ich służbom. Takie rewelacje zawierać ma memorandum amerykańskiego wywiadu. Przewidywalnie, akcje koncernu Alibaba na nowojorskiej giełdzie zanotowały raptowne spadki, w związku z obawami o możliwe, i przy tym daleko idące, konsekwencje tego odkrycia.

Memorandum, o którym mowa pochodzić ma z amerykańskich służb specjalnych (nie stwierdzono, której konkretnie z grona co najmniej 18 istniejących w USA agencji wywiadowczych), a przeznaczone być na wewnętrzny użytek Białego Domu. Dotyczy aktywności chińskich firm na polu bezpieczeństwa – tj. zagrożenia dla bezpieczeństwa USA – jako sensu stricte instytucjonalni agenci chińskiego państwa. W szczególności zaś Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej, jak cały czas zwą się tamtejsze siły zbrojne.

Stwierdzenia zawarte w memorandum w komentarzach prasowych określa się jako „odtajnione”. Odrobinę niejasnym pozostaje jednak, czy to ktoś podjął oficjalną decyzję o ich odtajnieniu, czy „odtajniła” je na własną rękę prasa (pierwotną publikację na ten temat zamieścił „Financial Times”), czy też – co chyba najbardziej prawdopodobne – źródłem sprawy był cichy przeciek z Białego Domu, przypuszczalnie zamierzony, jednak pozwalający oficjalnie się od sprawy odciąć.

Ad rem – w myśl tez zawartych w raporcie, Alibaba nie jest bynajmniej jedynie sprzedawcą masowej, niedrogiej „chińszczyzny”, ani nawet nie podmiotom handlowo-biznesowym, który poza ową „chińszczyznę” już dawno wyszedł, w kierunku m.in. AI. Przynajmniej – nie jedynie nim. Prócz swej oficjalnej działalności zarobkowej koncern ma bowiem na różne sposoby spełniać rolę pomocniczą w stosunku do agend sił zbrojnych komunistycznych Chin. Rolę explicité wymierzoną w swoich własnych klientów.

O co konkretnie chodzi? Firma przekazuje wszelkie możliwe informacje dotyczące swoich kontrahentów – ich adresy IP, dane dotyczące używanych przez nich sieci, szczegóły ich operacji płatniczych (a do takowych Alibaba ma szeroki dostęp jako m.in. operator płatności oraz dostawca usług sieciowych). Co gorsza, firma transferuje także do jednostek cybernetycznych Armii Ludowo-Wyzwoleńczej wiedzę na temat wykrytych słabości i luk w zabezpieczeniach systemów elektronicznych swoich partnerów.

Co być może najbardziej rażące – Alibaba jakoby pomagała również chińskim strukturom siłowym namierzać cele dla swoich operacji w USA. Nie wiadomo, czy chodzi tu jedynie o namierzanie w sensie elektronicznym, czy też również dla skrytych lub otwartych działań sabotażowych i uderzeniowych – jednak firma może posiadać wiedzę przydatną we wszystkich tych sytuacjach. I całą tę wiedzę przekazywała chińskiej armii.

Nie wiadomo, czy tezy raportu dotyczą tylko koncernu Alibaba. Jest jednak dość prawdopodobne, że nie ograniczają się tylko do tej firmy – śledztwo dotyczące tylko koncernu Alibaba, bez zainteresowania się innymi firmami (i to niejednokrotnie znacznie ważniejszymi z punktu widzenia bezpieczeństwa państwowego) byłoby z punktu widzenia amerykańskich służb absurdalne. Bardzo możliwe, że „próbkę”, dotyczącą tylko tej firmy, podano do szerszej wiadomości w formie przecieku, resztę zachowując w tajemnicy.

Jak wspomniano, jest to rażące – choć być może ciężko tu użyć słowa „szokujące”. Czy ktoś bowiem naprawdę mógłby być zszokowany, dowiadując się, że chińska firma – operująca w represyjnym systemie politycznym ChRL – w którym wszelkie podmioty gospodarcze mogą działać tylko i wyłącznie pod całkowitą kontrolą totalitarnego państwa oraz jako ekspozytury prowadzonej przezeń polityki – w istocie zachowuje się tak, jak wiadomo, że od dawna zachowują się wszystkie chińskie firmy?

Podmioty te, tak jak właśnie Alibaba, w ostatnich latach prowadzą wzmożoną ekspansję biznesową za granicami Chin, i pracowicie budują wizerunek „normalnych”, a przy tym innowacyjnych i cechujących się atrakcyjną ofertą przedsiębiorstw. Warto jednak pamiętać, że w ChRL nie ma normalnych przedsiębiorstw, zwłaszcza tych rozmiarów i skali. Wszystkie, które działają, działają dlatego, że mają na to zgodę i są na bieżąco kontrolowane przez chińskie państwo i partię komunistyczną.

Dlatego też dobrze jest założyć, że jakiekolwiek dane, którymi kiedykolwiek ktoś podzielił się z firmą pochodzącą z Chin – albo choćby z taką, w której chiński podmiot ma swoje udziały – trafiły i trafiają do Pekinu. Właśnie te praktyki były zresztą fundamentalną przyczyną sporu o działalność TikToka w Ameryce. Funkcjonującego, po pierwsze, jako narzędzie propagandy i manipulacji nastrojami społecznymi w USA na gigantyczną skalę, a po drugie – właśnie jako „odkurzacz” danych milionów mieszkańców Ameryki, zasysanych do Pekinu. W istocie nie dziwi, że Alibaba działa podobnie.