Koncern Apple mierzy się ze świeżą falą oskarżeń dotyczących, oględnie mówiąc, nieetycznego podejścia do kwestii zaopatrywania rozbudowanego łańcucha produkcyjnego swoich flagowych urządzeń elektronicznych, takich jak iPhone’y czy Ipady, w rzadkie, a przy tym niezbędne surowce mineralne. W tym zwłaszcza niektóre metale. Ujmując konkretniej – firma miała czerpać korzyści z wydobywczego rabunku złóż tych metali, odbywającego się w warunkach wojny i wywołanego nią chaosu. Tak przynajmniej twierdzą krytycy.
Krytycy owi złożyli właśnie pozew przeciwko Apple w amerykańskim Sądzie Najwyższym Dystryktu Kolumbii (Superior Court of the District of Columbia – nie mylić z Sądem Najwyższym Stanów Zjednoczonych). Pozew ten jest dziełem organizacji IRAdvocates. Wbrew pierwszemu skojarzeniu, nie chodzi tutaj o prawników sympatyzujących z bojówkami Irlandzkiej Armii Republikańskiej. Pełna nazwa tej organizacji to bowiem International Rights Advocates, i skupia ona aktywistów walczących z łamaniem różnorakich praw na świecie.
W swym najnowszym powództwie domagają się pociągnięcia Apple’a do odpowiedzialności za praktyki, których ich zdaniem firma się dopuszczała. Chodzi o surowce pochodzące z z Konga (chodzi tu o „Demokratyczną Republikę Konga”, dawny Zair, nie „Republikę Konga”). Jak wiadomo, kraj ten, a zwłaszcza jego wschodnie prowincje, są wręcz legendarnie zasobne w cenne surowce mineralne. W tym te częstokroć niezbędne we współczesnej produkcji elektronicznej – jak cyna, wolfram, tantal, a zwłaszcza kobalt.
Surowcowe zatrute jabłko
Wedle niektórych szacunków, nawet 70% światowego zaopatrzenia w ten ostatni metal pochodzi właśnie z tego państwa. Zarazem Demokratyczna Republika Konga jest krajem dalece niedemokratycznym, a przy tym niespokojnym i rozdzieranym krwawymi konfliktami w sposób wyróżniający się nawet na tle standardów afrykańskich. W ostatnich latach i miesiącach w szczególności głośno było o wojnie toczonej przez władze w Kinszasie i sprzymierzone z nią milicje z ruchem M23, tworzonym przez grupę etniczną Tutsich i wspieranych przez sąsiednią Rwandę (też rządzoną przez Tutsich).
Nieregularne, lecz relatywnie dobrze wyszkolone i uzbrojone oddziały M23 odnosiły w tych starciach szeregu sukcesów, przejmując przy okazji kontrolę nad szerokimi połaciami wschodniego Konga. I tu miała pojawić się w tej historii firma Apple, którą, zdaniem IRAdvocates, wojna bynajmniej nie zniechęciła do poszukiwania źródeł kobaltu. Jak twierdzą aktywiści, surowce pochodzące z przejętych przez bojowników kopalni we wschodnim Kongu, nielegalnie eksportowane, finalnie znajdowały swoje zastosowanie w podzespołach produktów Apple’a.
Apple z prawną tarczą?
Naturalnie, Apple nie zamawiała tych metali sama. Pozew oskarża tutaj tutaj trzy chińskie podmioty hutnicze – JiuJiang JinXin, JiuJiang Tanbre oraz Ningxia Orient – które pośredniczyć miały w tym procederze i oferować gotowe metale, eksportowane poprzez Rwandę. Oskarżenia te, skądinąd, powielają podobne zarzuty, które formułowały władze DR Konga, szczególnie rozeźlone faktem, że ich wróg, Rwanda, zarabia na ich własnych surowcach. Złożyły one nawet pozew przeciw firmie we Francji, jednak tamtejsza prokuratura umorzyła postępowanie z braku dowodów.
Apple, naturalnie, stanowczo zaprzecza wszelkim oskarżeniom. Jak twierdzi firma, wydała ona polecenie swoim poddostawcom, aby wstrzymali zamówienia metali przemysłowych pochodzących zarówno z Konga, jak i Rwandy. Czy polecenie to zostało zrealizowane, naturalnie nie wiadomo – nawet jednak jeśli nie, to udowodnienie, że koncern o tym wiedział, może być problematyczne. I niewykluczone, a nawet dość prawdopodobne, że właśnie na to liczą prawnicy koncernu.
IRAdvocates ze swej strony domagają się stwierdzenia odpowiedzialności producenta, sądowego zakazu „nieuczciwych praktyk rynkowych” oraz zwrotu kosztów prawnych.