Kraje sprzedające „tanią banderę” – na celowniku. Reakcja na ataki, drony startujące z pokładów

Unia Europejska chce nałożenia sankcji na dostarczycieli tzw. taniej bandery. Propozycję w tej sprawie złożyli właśnie unijni urzędnicy. Krok ten miałby być pośrednim uderzeniem w Rosję oraz jej flotę cieni – statki, których używa ona do obchodzenia zachodnich sankcji. Co ciekawe, przyczyną najnowszego pomysłu nie jest wcale kwestia sankcji, a zagadnienie bezpieczeństwa krajów Starego Kontynentu. Jak pokazały ostatnie tygodnia, słynna flota cieni stanowi bowiem zupełnie realne, czynne zagrożenie.

Celem najnowszej propozycji UE miały być podmioty, które oferują tzw. tanią banderę. Chodzi o państwa i jurysdykcje – najczęściej te należące do szeroko pojętego Trzeciego Świata – które instrumentalnie wykorzystują międzynarodowe prawo morskie oraz kwestię zwierzchności nad statkami. Oferują bowiem zainteresowanym armatorom formalną rejestrację krajową (co uprawnia ich do wywieszania bandery) w sposób umożliwiający im uniknięcie nadzoru niezbędnego przy próbie rejestracji w krajach macierzystych.

Oczywiście, nie za darmo – zyski z tego procederu stanowią często istotną pozycję w budżetach tych krajów. W porównaniu jednak do opłat, których wymaga rejestracja, koszty prawne, obsługa prowadzenia działalności etc. w krajach uprzemysłowionych, rejestracja jednostek morskich i tak jest tam relatywnie tania. Dodatkowo armatorzy i inne podmioty przynajmniej częściowo chronią w ten sposób swoje finanse przed wścibskim wzrokiem organów fiskalnych i innych natrętów.

Statki pod flagą z promocji

Statki do nich należące podlegają bowiem służbom policyjnym i bezpieczeństwa właśnie tego kraju, gdzie zostały zarejestrowane. W przypadku, gdy krajem tym są przypadkowe, niewielkie kraje afrykańskie lub karaibskie, de facto oznacza to brak jakiegokolwiek nadzoru. I właśnie dlatego kraje „taniej bandery” cieszą się taką popularnością pośród rozmaitych armatorów. Zwłaszcza tych, którym z rozmaitych względów (takich jak choćby sankcje międzynarodowe) zależy na dyskrecji.

Swoje statki w krajach „taniej bandery” ochoczo rejestruje także i Rosja oraz rosyjscy armatorzy. Tym sposobem prosto i względnie tanio wymykają się reżimowi sankcyjnemu. Problem ten jest od dawna znany, co jednak nie zbliżało do jego rozwiązania. Jakieś rozwiązanie znaleźć jednak trzeba – to bowiem udowodniły wypadki ostatnich tygodni. W ich toku okazało się bowiem, że statki rosyjskiej floty cieni stanowi nie tylko wybieg prawny, ale też bezpośrednie zagrożenie w sensie militarnym i dywersyjnym.

Tankowiec specjalnej troski

Jego przykładem mógł być tankowiec, który miał bezpośrednio stać za gigantycznym nalotem dronów na Kopenhagę i inne cele w Danii pod koniec września. Jak się podejrzewa, bezzałogowe środki latające, które pojawiły się nad duńskimi lotniskami i bazami wojskowymi, wystartowały właśnie z jego pokładu (najprawdopodobniej obsadzonego przez kontyngent żołnierzy rosyjskich wojsk specjalnych lub funkcjonariuszy służb wywiadowczych).

Statek ten, który francuskie organy bezpieczeństwa aresztowały w zeszłym tygodniu, zatrzymując go na kotwicy niedaleko Saint-Nazaire, zwał się Kiwala i zarejestrowany był w Beninie. Oczywiście nikt nie wierzy, że faktycznie należał do właściciela z tego zachodnioafrykańskiego kraju, i dość łatwo domyśleć się, że w istocie była to jednostka rosyjska. Za łamanie nałożonych na Rosję sankcji sama została nimi objęta. Co jednak niezbyt jej przeszkodziło – po prostu zmieniła nazwę na Boracay, i pływała dalej.

Mając to na względzie, Unia Europejska chce zmienić założenia, i zamiast bezowocnej walki z wiatrakami (tj. statkami floty cieni na morzach) planuje wywrzeć nacisk (najpewniej w sposób najbardziej zrozumiały, czyli finansowy) na firmy, które oferują im rejestrację, oraz kraje, które takową umożliwiają. Pozostaje jeszcze ów pakiet uchwalić i wyegzekwować, co jednak, biorąc pod uwagę kulturę prawną wielu krajów „taniej bandery”, może nie być takie proste.