Kolejne porozumienie – i kolejne fronty wojny handlowej. Trump chce wygrać z całym światem?

Jak już wielokrotnie była mowa, relacjonowanie wieści dotyczących relacji handlowych Stanów Zjednoczonych z partnerami bliższymi i dalszymi czasem przypomina niekiedy doniesienia giełdowe. Status tych relacji niemal dorównuje im bowiem pod względem zmienności i chaotyczności.

Dzieje się tak, oczywiście, od czasu, gdy w Białym Domu na powrót zagościł Donald Trump – a zwłaszcza od momentu, pod koniec wiosny i z początkiem lata br. cła, którymi straszył on światowe rynki, przestały być odwlekanym w czasie straszakiem, a stały się realną perspektywą. Zarazem trudno złożyć ową zmienność na karb chimeryczności amerykańskiego prezydenta – i przestać się nią przejmować, jako czymś niepoważnym.

Decyzje dot. kierunków polityki celnej, które w tak nieprzewidywalny sposób podejmuje Trump, są bowiem bardzo poważne w skutkach i mają bowiem ogromne przełożenie ekonomiczne na losy, nie przesadzając, całego świata. Nawet wówczas, gdy podejmuje on je pod wpływem emocji, resentymentów czy kalkulacji, które dla obserwatorów pozostają niezrozumiałe lub irracjonalne. Sama nieprzewidywalność zaś bywa przez Trumpa świadomie traktowana jako narzędzie.

Porozumienia z przechyłem (w jedną stronę)

Podsumowując zatem najnowsze dokonania na frontach globalnych „Tariff Wars” Ameryki z resztą świata – w ubiegłym tygodniu, niemal w ostatniej chwili przed wejściem w życie zapowiadanych retorsyjnych ceł, porozumienie handlowe z USA wynegocjowała Republika Korei. Jego warunki są nieco podobne do tego, które – pośród ogromnych kontrowersji i oskarżeń pod adresem Komisji Europejskiej o to, że Trump zmusił ją do kapitulacji – zawarła niedawno UE.

Eksporterzy z Korei płd. zapłacą zatem cło w wymiarze 15% – amerykańskie towary trafią natomiast do tego kraju bez ceł. Korea zobowiązała się także, w ramach wyrównania bilansu handlowego, do zainwestowania w USA 350 miliardów dolarów. Inwestycje te dotyczyć będą zwłaszcza branży stoczniowej (którą Trump, po latach regresu wywołanego przeniesieniem produkcji do Azji, próbuje ożywić), a takżę zakupów amerykańskich surowców.

Porozumienie to uznano w Korei za względny sukces, zaś notowania niedawno wybranego prezydenta Lee Jae Myunga wzrosły. Za podobny sukces – na zasadzie win-win – analogiczne porozumienie handlowe z USA uznano także w Japonii. Cesarstwo Wschodzącego Słońca pozostaje jednak bardziej ostrożne, zaś premier Shigeru Ishiba przyznaje – jakkolwiek bardzo dyplomatycznie – że niektóre zapisy, zwłaszcza te dotyczące ogromnych inwestycji w Ameryce, są mało realistyczne.

Trump z celnym biczem

Nie można bynajmniej o sukcesie mówić natomiast w przypadku dwóch krajów amerykańskich. Chodzi o Brazylię oraz Kanadę. W przypadku tej pierwszej Trump narzucił ogromne, retorsyjne cła rzędu 50%. Ich wprowadzenie wiązane jest jednak nie tylko z kwestią gospodarczą, ale też polityczną. Chodzi tutaj o działania cenzorskie, jakie lewicowy rząd Brazylii podejmuje wobec mediów społecznościowych (w tym także jego własny portal Truth Social).

Za równie istotne należy też uznać sfingowane, zdaniem krytyków, zarzuty, jakie lewicowy rząd prezydenta Luli da Silva stawia poprzednikowi, Jairowi Bolsonaro. Trump, który z tym ostatnim pozostaje w dobrych relacjach, uznał te kroki za jawne prześladowania opozycji – i wprowadził wspomniane cła w charakterze sankcji. Jakkolwiek – z wyjątkami dla kilku sektorów. W przypadku Kanady natomiast, w zeszłym tygodniu prezydent USA podniósł cła na handel z tym krajem do 35%.

Trump zarzuca temu krajowi brak współpracy w dziedzinie zwalczania przemytu fentanylu. Kanada ma być bowiem zarówno zapleczem logistycznym, jak i miejscem prania brudnych zysków dla międzynarodowych grup przemytników. Premier Mark Carney oraz minister handlu Dominic LeBlanc oficjalnie nie tracą jednak nadziei na wynegocjowanie trwałego porozumienia. Biorąc pod uwagę skalę zależności kanadyjskiej ekonomii od relacji z wielkim sąsiadem – nie mają, po prawdzie, wielkiego pola manewru.

Zupełnie niedawno zaś, w ubiegłym tygodniu, Trump zagroził świeżymi, karnymi cłami kolejnemu dużemu partnerowi – Indiom – jeśli te nie przestaną kupować rosyjskiej ropy.