Firma Suntory Global Spirits, właściciel marki Jim Beam, poinformowała o czasowym wstrzymaniu działalności w swojej flagowej gorzelni w Clermont, w stanie Kentucky. Decyzja ta, ogłoszona pod koniec grudnia 2025 r., jest oficjalnie motywowana potrzebą przeprowadzenia modernizacji zakładu. Jednak w tle rysują się głębsze problemy amerykańskiego przemysłu bourbona – rekordowa nadpodaż, spadający popyt oraz niepewność handlowa związana z polityką taryfową administracji Donalda Trumpa.
Zamknięcie słynnego zakładu, z którego „płynie” whisky Jim Beam, ma mieć charakter tymczasowy, i teorii objąć 2026 rok. Jak to jednak bywa, nie sposób wykluczyć jej przedłużenia – czyniących z zamknięcia rocznego wieloletnie, albo nawet stałe. Destylarnia ta – formalnie James B. Beam Distilling Co. w Clermont – działa od 1935 r. i znana jest ze swojego bourbona (czyli whisky amerykańskiej), produkuje nie tylko flagową markę Jim Beam, ale także takie whisky jak Knob Creek, Basil Hayden, Booker’s czy Baker’s.
Zakład ten jest jednym z największych w Kentucky (stan ten wytwarza ok. 95 proc. światowej produkcji bourbona). Wstrzymanie pracy gorzelni nie oznacza jego całkowitego zamknięcia – kontynuowane będą operacje butelkowania, magazynowania oraz działalność centrum turystycznego i restauracji The Kitchen Table. Produkcja zostanie przeniesiona do innych zakładów firmy, w tym większej destylarni Booker Noe w Bostonie (tym w Kentucky) oraz mniejszego, rzemieślniczego zakładu Fred B. Noe w Clermont.
Rynek whisky coraz bardziej suchy
Branża bourbona zmaga się z konsekwencjami boomu produkcyjnego z ostatnich lat. Według Kentucky Distillers’ Association (KDA), w magazynach stanu zalega rekordowa liczba ponad 16 milionów beczek starzejącego się alkoholu – trzykrotnie więcej niż 15 lat temu. To efekt gwałtownego wzrostu eksportu i popytu wewnętrznego w poprzedniej dekadzie. Dziś sytuacja się odwróciła: w Ameryce konsumpcja mocnych alkoholi spadła, spadł też popyt globalny.
W efekcie, w 2025 r. produkcja whisky w USA spadła o blisko 28 proc. w porównaniu z rokiem poprzednim. Dodatkowo destylarnie obciążone są wysokimi (i zdaniem producentów, absurdalnymi) podatkami od alkoholu dojrzewającego w beczkach – w tym roku wyniosły one 75 mln dolarów, co oznacza wzrost o 27 proc. rok do roku i 163 proc. wzrostu w ciągu ostatnich pięciu lat. Kręgi producentów narzekają, że stan Kentucky jest jedynym miejscem na ziemi, gdzie takie podatki obowiązują.
Szumienie w głowie od geopolityki
Sytuację komplikują też czynniki pozaekonomiczne – a także te z ekonomią powiązane, ale nie bezpośrednio zależne, jak wielka polityka. W przypadku tych ostatnich chodzi np. o amerykańskie cła, a także retorsyjne reakcje na nie w Kanadzie i Europie – które uderzyły w eksport amerykańskich alkoholi. Zwłaszcza w przypadku Kanady dochodziło do przypadków bojkotu amerykańskich produktów, które w niektórych przypadkach doprowadziły do spadku eksportu o ok. 85%.
Niepewność dot. ceł jest wyjątkowo odczuwalna w tej branży, utrudnia bowiem długoterminowe planowanie. A to jest niezbędne, jako że bourbon wymaga co najmniej czterech lat leżakowania w beczkach. To z kolei ma swoje następstwa ekonomiczne. W Kentucky produkcja whisky generuje 2,2 mld wpływów i zapewnia 23 tys. miejsc pracy. Suntory, sama zatrudniająca ok. 1000 osób, rozmawiać ma ze związkami zawodowymi ws. wykorzystania pracowników w trakcie przestoju zakładu – na razie nie ogłoszono zwolnień.