Ideologia ponad ekonomią. Bogaty kraj rezygnuje z rozwoju źródeł swego bogactwa

Norwegia zakazuje wydobycia surowców ze źródeł podmorskich na wodach arktycznych. Taką decyzję ogłoszono w tym tygodniu. Pomimo braku formalnych zmian prawnych, rząd zamierza realizować ją poprzez blokowanie wydawania jakichkolwiek licencji wydobywczych. W teorii wstrzymanie ma charakter „tymczasowy”. Potrwać ma jednak co najmniej do 2029 roku – już teraz wiadomo zresztą, że i po tej dacie będą miały miejsce wytężone próby permanentnego przedłużania i przeciągania tego zakazu.

Decyzja ta dotyczy przede wszystkim źródła największego źródła bogactwa, jakim dysponuje Norwegia – a którym w dalszym ciągu są zasoby ropy i gazu. Notabene już teraz eksploatowane w dużej mierze ze źródeł podmorskich, na morzach Północnym i Norweskim. Prócz ropy Norwegowie planowali także rozwinięcie wydobycia kobaltu, litu, skandu oraz innych cennych surowców przemysłowych (których wydobycie kontrolują gł. Chiny, wykorzystujące je do szantażu wobec krajów Europy i Ameryki).

Polityka jak zwykle górą?

Plany te jednak pójdą w odstawkę ad acta. Choć bowiem wydobycie tych minerałów mogło być istotnym impulsem dla gospodarki, to nad ekonomią przeważyła ideologia. I polityka. Decyzję o wstrzymaniu planów wydobycia wymusiła na centrolewicowym rządzie norweskim – złożonym z Partii Pracy oraz Partii Centrum – znacznie bardziej skrajna Socjalistyczna Partia Lewicy. Rząd ten jest gabinetem mniejszościowym i musi zabiegać o poparcie innych partii dla budżetu.

Tę rolę spełniają właśnie Lewicowi Socjaliści – choć nie za darmo. I nie bez wyjątków. Całkiem niedawno norweskie władze przeforsowały wstrzymanie mieszania politycznego aktywizmu do polityki inwestycyjnej norweskiego suwerennego funduszu inwestycyjnego. Skorzystano w tym przypadku z poparcia prawicowej i centroprawicowej opozycji. Zarówno to, jak i sama decyzja wzbudziły złość i sprzeciw Socjalistycznej Partii Lewicy, która domagała się w zamian innego ustępstwa.

Norwegia podwodnym potentatem – może kiedyś

Okazało się nim właśnie wstrzymanie wydobycia cennych surowców spod dna morskiego. Choć rząd twierdzi, że nie jest to wcale definitywna zmiana polityki, a jedynie tymczasowe wstrzymanie, to dla podmiotów wydobywczych – i tak zmuszonych ponosić wieloletnie koszty, w tym przypadku spotęgowane jeszcze przez pionierski charakter planowanej eksploatacji i oczywiste wyzwania techniczne – może okazać się to pigułką nie do przełknięcia.

Norwegia dysponuje tymczasem bogatymi złożami mineralnymi na wodach arktycznych – prócz wspomnianego kobaltu czy skandu są to m.in. miedź, cynk czy metale ziem rzadkich, jakże ostatnio głośne i rozchwytywane. Wstrzymanie wydawania licencji dotyczyć ma obszaru ok. 300 tys. km² na norweskim szelfie kontynentalnym.