Statek handlowy, płynący pod banderą holenderską, zajął się ogniem po tym, jak został trafiony „niezidentyfikowanym pociskiem”. W wyniku trafienia nastąpić miał „rozbryzg” (dosł. „splash”) i kłęby dymu. Co ciekawe, pomimo bardzo jasnych podejrzeń, kto stoi za tym incydentem, nie ma ku temu jednak pewności – głównie dlatego, że prócz wiodącego podejrzanego są jeszcze także inni.
Informacje o ataku podała United Kingdom Maritime Trade Operations (UKMTO), branżowa organizacja transportu morskiego, która współpracuje nie tylko z brytyjskimi, lecz także innymi armatorami, i m.in. pośredniczy w kontaktach oraz wymianie informacji pomiędzy podmiotami komercyjnymi a organami i jednostkami państwowych flot wojennych oraz innych służ bezpieczeństwa morskiego.
Zarejestrowany w Holandii statek transportowy miał płynąć przez akwen Zatoki Adeńskiej, gdy nastąpił atak jakimś efektorem. Biorąc pod uwagę niejasny opis, mógłby to być zarówno pocisk rakietowy, jak i bezzałogowy statek latający (UAV), alias popularny dron, w wersji z ładunkiem wybuchowym. A teorii nawet bomba zrzucona przez jakąś platformę latającą, choć to już mniej prawdopodobne.
Niewielki statek, spory problem
Zaatakowana jednostka to statek stosunkowo niewielki, przenoszący około 700 kontenerów. Wedle doniesień specjalistów Ambrey, firmy specjalizującej się w ochronie transportu, ta sama jednostka była także celem innego ataku, raptem kilka dni wcześniej, 23 września. Komunikat o tym ostatnim opublikowała francuska flota wojenna, wedle którego miałoby chodzić o statek Minervagracht.
Co oczywiste, wspomniany atak sprzed kilku dni musiał okazać się stosunkowo mało skuteczny, skoro statek jak gdyby nigdy nic dalej kontynuował rejs – i to po takim akwenie, jak Zatoka Adeńska. Niestety, nie ma pewności, czy to samo można powiedzieć o poniedziałkowym trafieniu. Biorąc pod uwagę doniesienia o ogniu na pokładzie, tym razem efekty mogą być gorsze.
Biorąc pod uwagę geograficzną lokalizację zajścia, niemal oczywistym sprawcą ataku wydaje się jemeński ruch Hutich, znany jako Ansar Allah, który w przeciągu ostatnich nieomal dwóch lat zasłynął z ataków pirackich i terrorystycznych na żeglugę handlową w tym regionie. Głównie, co prawda, na wodach Morza Czerwonego, jednak Zatoka Adeńska jest przecież niedaleko…
Loża kandydatów
Co ciekawe, w okolicy są także inni podejrzani. Do grona tych należeć mogą sławni w ubiegłej dekadzie somalijscy piraci (zwłaszcza pochodzący z półautonomicznego regionu Puntlandu), a i działające w regionie ruchy separatystyczne (jak np. ten na formalnie jemeńskiej wyspie Sokotra) także można podejrzewać o zdolność do podobnego uderzenia. Zwłaszcza, że Huti dali tutaj „przykład”.
Ruch ten, oficjalnie prowadząc swoje ataki jako formę działań wojennych wymierzonych w Izrael, w praktyce nie wybrzydzał, i atakował nie tylko jednostki izraelskie, ale w praktyce każdy statek, który nawinął się jego bojownikom (i to nawet gdy należał on do formalnych sprzymierzeńców ruchu, jak Iran). I choć oficjalnie ataki swoje zakończył na początku tego roku, to z przestrzeganiem rozejmu bywa różnie.
Szczególnie, że w ostatnich miesiącach doszło do intensyfikacji uderzeń izraelskich w cele Hutich – na co ci, prócz prób uderzeń na sam Izrael, reagują także w sprawdzony i dobrze znany sobie sposób. Sposób ten – choć nie doprowadził (do czego, wedle oficjalnych deklaracji Hutich, miał) do zmuszenia Izraela do wycofania się z Gazy – przynieść miał im za to niemałe zyski w formie okupów.