Wygląda na to, że innowacja (zdaniem firmowych działów marketingu) lub też przekleństwo (zdaniem znacznego grona klientów), jaką jest tzw. „dynamic pricing” – co najtrafniej przetłumaczyć można jako dynamiczne wyznaczanie lub zmienianie cen – dociera do kolejnej dziedziny życia. Tym razem – transportu, a konkretnie na kolej. Ceny biletów mają być wyznaczane „na bieżąco” i „dostosowywane” do trasy, jaką pasażer przejedzie. Ciekawość, kto (jak zwykle) straci na tym finansowo…?
Pomysł na nowy system biletowy testowano już w Danii i Szwajcarii. Teraz trafić ma zaś do Anglii, gdzie będzie testowana w regionie East Midlands. Brytyjski Departament Transportu (DfT) chce zastąpić papierowe bilety dedykowaną aplikacją (ech…), którą oczywiście trzeba będzie ściągnąć i zainstalować. Zupełnym przypadkiem (?) oznacza, że pasażerowie będą musieli mimowolnie, świadomie lub nieświadomie przekazywać wszelkie możliwe informacje o sobie. Na tym jednak nie koniec „innowacji”.
Za pomocą owej aplikacji, sparowanej z dostępem do GPS, brytyjska kolej będzie bowiem w czasie rzeczywistym śledzić pasażerów, trasę, którą się poruszają oraz czas, który spędzą w pociągu. Naturalnie oznacza to, że narzędziem ich śledzenia będą ich własne telefony lub tablety. Także i to nie stanowi końca „atrakcji”, jakie DfL ma dla pasażerów. Finalna cena do zapłaty za przejazd będzie bowiem obliczana przez aplikację i prezentowana pasażerowi po zakończeniu przez niego trasy.
Kolej w stylu Wielkiego Brata
Zanim to nastąpi, przy wejściu do pociągu, pasażer będzie musiał „zgłosić” się w systemie. Aplikacja wygeneruje mu wówczas kod QR, który służyć ma okazywaniu w przypadku kontroli lub przy elektronicznych bramkach. Zdaniem przedstawicieli DfL, nowy system miałby same zalety. Jak twierdzą, kolej będzie mogła w ten sposób obsługiwać pasażerów bez wcześniejszego planowania i konieczności dokonywania uprzedniej rezerwacji.
Gwoli ścisłości, było to jednak w pełni możliwe także bez wszystko-wiedzącej aplikacji, śledzącej na żywo każdy krok pasażera. O czym natomiast brytyjska kolej nie wspomina to jakakolwiek deklaracja na temat ochrony prywatności pasażerów. Innymi słowy, tej najprawdopodobniej nie będzie w ogóle, a podróżni, prócz pieniężnej zapłaty za bilet, będą musieli zań dodatkowo „płacić” także przekazywaniem prywatnych informacji dot. swojego życia (a za takie z pewnością można uznać dane dot. lokalizacji czy tras, jakimi ktoś się porusza).
Skądinąd nie będzie to pierwszy taki pomysł. Podobne zapędy już wcześniej przejawiało obsługujące miliony pasażerów londyńskie metro.