Koncern Google twierdzi, że nie ukrywa sugestii wyszukiwania, które dotyczyłyby zamachu na Donalda Trumpa. A przynajmniej – nie celowo. Oskarżenia o to pojawiły się po tym, gdy flagowa wyszukiwarka firmy okazała się w wybiórczy sposób podchodzić do zapytań dot. zamachów. Nie pomógł tu zapewne fakt jednoznacznych afiliacji politycznych firmy..
Szereg kontrowersji wzbudził fenomen, który liczni internauci zaobserwowali po zamachu na prezydenta Donalda Trumpa. Dotyczył on wszechobecnej wyszukiwarki Google. Użytkownicy owi zauważyli, że wyszukiwarka ta „nie przyjmowała do wiadomości” faktu zamachu na Trumpa. A w każdym razie o tym fakcie nieskora była dzielić się z internautami.
Zamach ten stanowił dla wielu mieszkańców USA szok. Pociągnął też za sobą falę uznania wobec postawy Trumpa tuż po trafieniu. Co za tym idzie, niektóre środowiska mu niechętne kwestionowały te wydarzenia. Pojawiały się sugestie, że zamach ten faktycznie nie miał miejsca, lub też że była to ustawka. Niektóre media miały też „przykrywać” doniesienia o zamachu, a także wybiórczo dobierać fakty i materiały.
Co się „zapodziało” w wynikach wyszukiwania
Wywołało to podejrzenia pod adresem firmy Google, która raczej nie ukrywa swoich sympatii politycznych. I to nie tylko poprzez przekazywanie ogromnych dotacji politycznych na konta komitetów politycznych (political action committee) związanych z Demokratami.
Zarówno w toku tej, jak i poprzedniej kampanii wyborczej w USA mierzyła się ona z oskarżeniami o manipulowanie wyników wyszukiwania na korzyść kandydatów Partii Demokratycznej.
Słynna była np. sprawa „zakopania”, tuż przed elekcją 4 lata temu, informacji dot. afery, której bohaterem był Hunter Biden, syn prezydenta Bidena. Także strony związane z kampanią Bidena miały być, wedle krytyków, pozycjonowane znacznie wyżej niż te Trumpa.
Naturalnie nie sposób tu wykluczyć również po prostu skutecznych działań SEO – niezależnie od tego jednak towarzyszyła im atmosfera zarzutów o ręczne manipulacje Google’a.
Google: co złego to nie my
Sam gigant odniósł się do kwestii najnowszych oskarżeń. Przyznał, że wyniki mogą być ukrywane. Twierdzi jednak, że nie doszło do żadnej ręcznej manipulacji. Miał to bowiem, wedle firmy, być wynik działania algorytmu zabezpieczającego. Algorytm ten filtruje jakoby wyniki, które mogłyby prowadzić do przemocy politycznej.
Obecnie jednak algorytm zdaje się pracować odmiennie niż uprzednio. Po fali kontrowersji bowiem autosugestie w wyszukiwarce Google jednak „przekonały się” do zamachu na Trumpa.
Firma nie informuje, czy ta odmiana też była jedynie wynikiem pracy oprogramowania, czy też, ze względów PR-owych lub innych, podjęto „ręczną” decyzję.