Bessent ratuje Wall Street, chce zatrzymać Trumpa. 'Fed zetnie stopy w lipcu’. Ostatni etap hossy?

W administracji Trumpa nie brakuje politycznej gorliwości, ale nawet najbardziej zapalczywi doradcy wiedzą, że są momenty, gdy lepiej usiąść. Taki moment właśnie nadszedł, a główną stawką jest przyszłość Rezerwy Federalnej. Choć prezydent przez tygodnie sygnalizował chęć usunięcia Jerome’a Powella z funkcji prezesa Fed, sekretarz skarbu Scott Bessent postawił sprawę jasno. To ryzykowna gra bez pewnego zysku. Odradza Trumpowi ten ruch, mówiąc, że Fed i tak sygnalizuje cięcia stóp w tym roku. Nie warto?

Rynek daje 4% szans na cięcie stóp w lipcu. Frustracja Donalda Trumpa sięgnie zenitu? Źródło: CME FedWatch

Bessent w kontrze do Trumpa

Zamiast rzucać się do wymiany lidera banku centralnego na ostatniej prostej jego kadencji, Bessent zaproponował Trumpowi chłodniejszą kalkulację. Przypomniał, że Powell już zapowiedział możliwość dwóch cięć stóp procentowych jeszcze w tym roku. Zgadza się z tym consensus bankierów. Rynek to przyjął z ulgą, co zresztą dobrze współgra z narracją Białego Domu o „zdrowej gospodarce”. Po co więc psuć tę opowieść?

Po drugie, choć Trump słynie z chęci działania z zaskoczenia, tym razem opór może przyjść nie tylko ze strony rynku, ale i z własnej partii. Część senatorów Republikanów zasiadających w komisji bankowej nie widzi możliwości prawnej do usunięcia Powella i nie ukrywa, że taki ruch mógłby zburzyć zaufanie do niezależności Fedu…

… Czyli jednej z niewielu instytucji, które przynajmniej sugerują, że trzymają się zasad. Do tego dochodzą techniczne problemy. Wakat na czele Fedu musiałby tymczasowo wypełnić jego zastępca. Jest nim Philip Jefferson, mianowany jeszcze przez Bidena. Czy to naprawdę byłby „Trumpowski” zwrot w polityce monetarnej? Mało prawdopoobne. Tym bardziej, że pogląd na inflację i gospodrkę Jeffersona jest w dużej mierze zbieżny z tym Powella.

Sekretarz Skarbu US i jego argumenty

Bessent wskazał też, że zamiast prowokować batalię sądową z Powell’em – bo taka zapewne by nastąpiła – prezydent może po prostu… poczekać. Kadencja prezesa kończy się w maju, a Trump już wtedy będzie miał możliwość wyznaczenia swojego kandydata. Co więcej, kadencja Adriany Kugler z Fed wygasa w styczniu. To daje Białemu Domowi dwa miejsca w zarządzie do obsadzenia w ciągu kilku miesięcy. I być może nie trzeba będzie przy tym zniszczyć niezależności banku centralnego.

Nie oznacza to, że presja całkowicie zniknęła. Bliscy doradcy Trumpa, tacy jak Russell Vought, próbują podważać pozycję Powella przez krytykę jego nadzoru nad kosztowną renowacją siedziby Fedu. Tam, gdzie nie da się go uderzyć przez stopy procentowe, można spróbować przez budżet i beton. Ale i tu Vought musi poruszać się ostrożnie. Nikt nie chce powtórki z chaosu lat 70., gdy prezydenci mieszali się w Fed aż do bólu, a inflacja wyrywała się spod kontroli.

W tle tej rozgrywki słychać jedno pytanie: czy Trump chce kontrolować Fed już teraz. Czy wystarczy mu świadomość, że lada moment będzie mógł go całkowicie przebudować? Bessent, określany przez samego Trumpa jako „kojący”, stawia na drugie. Rynek też woli tę wersję – przynajmniej na razie. Bo wbrew pozorom, niezależność Fedu to nie akademicki fetysz. To kotwica zaufania. A jeśli zerwie się z niej zbyt gwałtownie – nawet złoty cielak stóp procentowych może nie uratować tego, co zostanie z amerykańskiej wiarygodności.