Rezerwa Federalna USA zbiera się w tym tygodniu na dwudniowym posiedzeniu, które może zadecydować o kierunku gospodarki w ostatnich tygodniach roku. Scenariusz bazowy na środę 29 października wydaje się jasny. W USA stopy procentowe spadną o kolejne 25 punktów bazowych. Ale to, co dzieje się za zamkniętymi drzwiami Komitetu Otwartego Rynku, nie przypomina już zgodnego chóru. Odkąd do banku trafił wysłannik Trumpa, Miran w banku widać podziały.
Stopy spadną nie ostatni raz
To był rok pełen niepewności: wzrost słabnie, rynek pracy wysyła sygnały zmęczenia, a dane gospodarcze – z powodu paraliżu rządowego – spływają z opóźnieniem. Ostatnie szacunki mówią o bezrobociu w okolicach 4,3%, ale faktyczny stan zatrudnienia może być trudniejszy.
Powell i jego zespół mają więc do wyboru: czekać i ryzykować głębsze spowolnienie, albo działać prewencyjnie. Większość ekonomistów stawia na to drugie. Cięcie o ćwierć punktu procentowego sprowadziłoby główną stopę w okolice 3,75–4,00%, co byłoby drugim takim ruchem w tym roku – i, jak twierdzi rynek, raczej nie ostatnim.
Na Wall Street mówi się już otwarcie o potencjalnych obniżkach w grudniu i styczniu. Ale sam Powell – jak przystało na bankiera centralnego z krwi i kości – nie złoży żadnych obietnic. „Opcje muszą pozostać otwarte” – powtarzają na przykład analitycy Deutsche Banku. Rynek wycenia szanse na 25 pb obniżkę stóp 29 października na prawie 97%.
Rozłam w Fedzie
Wbrew pozorom, to nie dane makroekonomiczne są dziś największym wyzwaniem dla Rezerwy Federalnej, lecz różnice poglądów wewnątrz samego komitetu. Nowy gubernator Stephen Miran, związany z Białym Domem, ma apetyt na większe cięcia – wolałby obniżkę o pół punktu. Z kolei część bardziej konserwatywnych członków ostrzega, że inflacja wciąż nie zeszła wystarczająco nisko, by pozwolić sobie na zbyt agresywne luzowanie.
To napięcie może być szczególnie widoczne w środowym komunikacie. Część obserwatorów spodziewa się, że Fed zasygnalizuje zakończenie tzw. quantitative tightening, czyli procesu zmniejszania bilansu, jeszcze przed końcem roku. Dla rynków byłby to jasny sygnał: polityka monetarna skręca w kierunku większej płynności.
Powell między polityką a rynkiem
Na decyzjach Fedu coraz mocniej kładzie się cień polityki. Donald Trump – ponownie w Białym Domu – od tygodni naciska na dalsze cięcia stóp, otwarcie twierdząc, że „amerykańska gospodarka potrzebuje tańszego pieniądza”. Dla Powella to trudna pozycja: z jednej strony chęć zachowania niezależności, z drugiej – realna presja z Kapitolu.
Tym bardziej, że sam Trump już rozpoczął poszukiwania następcy szefa Fedu. W grze pozostaje pięć nazwisk: Christopher Waller, Michelle Bowman, Kevin Warsh, Kevin Hassett i Rick Rieder. Decyzja ma zapaść jeszcze przed końcem roku, co tylko wzmaga napięcie wokół obecnego przewodniczącego.
Inflacja łagodnieje, ale Fed nie może zasnąć
Po miesiącach nerwowych raportów inflacyjnych, wrzesień przyniósł oddech: CPI wzrósł o 3% w skali roku, mniej niż oczekiwano. Zniknęły też obawy o efekty ceł na ceny dóbr importowanych.
Ale w świecie banków centralnych spokój to luksus krótkotrwały. Część członków Fedu obawia się, że złagodzenie polityki zbyt wcześnie mogłoby ożywić presję cenową w 2026 roku – zwłaszcza jeśli globalny handel znów nabierze tempa. Powell z pewnością będzie unikał deklaracji, które mogłyby zostać odczytane jako obietnica kolejnego cięcia.
Morgan Stanley: dolar zacznie słabnąć
Analitycy Morgan Stanley przewidują, że dolar wejdzie w okres osłabienia. Jeśli Fed faktycznie obetnie stopy bardziej niż Europejski Bank Centralny, różnica rentowności może pchnąć kapitał w stronę euro, a może nawet w kierunku rynków wschodzących.
To odwrócenie trendu z ostatnich dwóch lat, kiedy dolar był głównym beneficjentem cyklu podwyżek. Teraz, przy spowalniającej gospodarce USA i coraz bardziej przewidywalnym Fedzie, globalni inwestorzy mogą zacząć szukać innych bezpiecznych przystani.
Fed znalazł się w punkcie, który ekonomiści lubią nazywać „momentem przejściowym”, ale to eufemizm dla stanu niepewności. Stopy prawdopodobnie spadną, bilans zostanie ustabilizowany, a rynki – przynajmniej tymczasowo – odetchną.
Ale w tle czai się pytanie o przyszłość samego banku centralnego: czy w 2026 roku będzie on wciąż tak niezależny, jak był przez ostatnie dekady? A może – w epoce rosnącej presji politycznej – stanie się narzędziem w rękach administracji, która nie ma cierpliwości do „naukowej” specyfiki członków Fedu.