Po tym, jak Narodowa Administracja Oceaniczna i Atmosferyczna ostrzegła opinię publiczną, że jedna z najsilniejszych burz geomagnetycznych w ciągu ostatnich dwóch dekad zacznie objawiać się w postaci zorzy polarnej nad północnym regionem Stanów Zjednoczonych, Elon Musk potwierdził, że konstelacja satelitarnego internetu Starlink firmy SpaceX również stanęła w obliczu technicznych problemów.
Co prawda składający się z tysięcy małych satelitów znajdujących się na niskiej orbicie okołoziemskiej system już wcześniej musiał zmierzyć się z podobnymi burzami, ale teraz – jeśli wierzyć słowom Muska – jest to jeden z najsilniejszych takich kryzysów, z jakiemu sieć Starlink musi stawić czoło.
O co chodzi ze Starlink?
Niezorientowanym w temacie jesteśmy winni wyjaśnienie, że 9 maja br. firma SpaceX, który obsługuje swoją konstelację satelitów Starlink na niskiej orbicie okołoziemskiej (LEO), wystrzeliła nową partię urządzeń. Obejmowały one cenną partię satelitów komórkowych, które zostały zaprojektowane do przesyłania zasięgu bezpośrednio do smartfona użytkownika lub terminala mobilnego. Podczas startu SpaceX zaryzykowało i wystrzeliło swoje statki kosmiczne pomimo burzy geomagnetycznej. Wiadomo już, że technicy nie będą się spieszyć z ich rozmieszczeniem na ich wysokości orbitalnej.
Problem polega jednak na tym, że w tym samum czasie Słońce odnotowuje koronalny wyrzut masy (CME). Jest to ogromny obłok plazmy, w którym pole magnetyczne jest silnie skoncentrowane, przyspieszany w obszarze korony słonecznej i wypychany w przestrzeń międzyplanetarną. Masa materii zgromadzona w tych plazmoidach sięga miliardów ton, składając się głównie z elektronów i protonów, z niewielką domieszką jonów cięższych pierwiastków, takich jak hel, tlen i żelazo. Prędkość obłoków wyrzuconej plazmy wynosi od prawie 200 do ponad 2000 km/s. Wyrzuty koronalne są wynikiem rekoneksji magnetycznej podczas rozbłysków słonecznych i protuberancji. Ich częstość występowania zależy od fazy cyklu aktywności słonecznej. Podczas minimum aktywności zjawisko zanika, a podczas maksimum może dochodzić nawet do 4–5 wyrzutów dziennie. W przestrzeni międzyplanetarnej plazma ta rozchodzi się w postaci stosunkowo wąskiego i dobrze skierowanego wyrzutu, rozszerzając się do średnicy nawet 50 milionów km w odległości równoważnej promieniowi orbity Ziemi.
Jeśli koronalny wyrzut masy dotrze w okolice Ziemi, spowoduje to zaburzenia w ziemskiej magnetosferze i zorze polarne. Silne burze magnetyczne mogą uszkodzić sieci przesyłowe energii elektrycznej na szerokich obszarach i zakłócić łączność radiową, zwłaszcza w zakresie fal krótkich. Fale uderzeniowe otaczające wyrzuty koronalne mogą również zmieniać trajektorie satelitów. Zagrożenie dla astronautów nie jest jeszcze w pełni zrozumiałe – podczas październikowych sztormów słonecznych w 2003 roku astronauci na ISS zostali poinstruowani, aby schronić się w bardziej chronionej rosyjskiej części stacji. Plazmoidy powstają tylko wraz z rozbłyskami, ale nie poruszają się w przestrzeni tak szybko jak cząstki o wysokich energiach, które mogą uszkodzić panele baterii słonecznych, gromadzić ładunek elektryczny na satelitach i stanowić zagrożenie dla astronautów, podobne do jonizującego promieniowania elektromagnetycznego.
Musk potwierdza
W poście opublikowanym na platformie X szef SpaceX Elon Musk potwierdził, że Starlink był narażony na wpływ materii słonecznej docierającej do Ziemi. Według niego burza była jedną z „największych”, jakie odnotowano od dłuższego czasu. Musk dodał, że chociaż jego satelity „były pod dużą presją”, to radziły sobie dobrze.
Utrzymując tempo szybkiego wystrzeliwania satelitów, SpaceX ma jutro wystrzelić kolejną partię satelitów Starlink. Start ten odbędzie się ze stacji kosmicznej Cape Canaveral na Florydzie późnym wieczorem czasu lokalnego. Czas wystrzelenia został ustalony tak, aby uniknąć implikacji wyrzutu CME docierającego na Ziemię.