- Kuba znajduje się w tak „znakomitej” sytuacji ekonomicznej, że rząd zmniejsza – po raz kolejny – rozmiary dotowanego chleba. Powód oczywisty – brakuje mąki.
- System dystrybucji racjonowanych, dotowanych produktów uważany jest w tym komunistycznym kraju za rewolucyjną „świętość”.
- Przez to, ze względów politycznych, nie wchodzi w grę jego zniesienie. Można jednak tak obniżyć rozmiary i jakość produktów, by straciły one znaczenie – przynosząc ulgę budżetowi.
Komunistyczne władze Kuby nie ustają w walce o dobrobyt i pomyślność szczęśliwej, socjalistycznej wyspy. Czasem, co prawda, przez knowania imperialistycznych i kapitalistycznych wrogów postępowej ludzkości, ludzkość ta (no bo przecież nie sama władza…) musi mierzyć się z „czasowymi utrudnieniami” w dostępie do niektórych towarów.
Ale to wszystko przez wrażych agentów, i pomimo tych tymczasowych utrudnień władza zapewnia, że już wkrótce Kuba zmieni się w szczęśliwy, socjalistyczny raj na ziemi. Gdzie ludzie będą żyli w harmonii i dostatku, a każdemu będzie wedle potrzeb…
„Tymczasowe braki”
Brzmi znajomo? Niestety podobnej treści obmierzłe inkryminacje propagandowe są wciąż codziennością na wyspie, która niegdyś była centrum hiszpańskiej kolonizacji. Wraz z nimi w pakiecie Kubańczycy dostarczają również tego, co z całym dobrodziejstwem inwentarza niesie ze sobą ustrój komunistyczny.
Czyli gospodarką wiecznych wiecznych niedoborów wszystkiego. Ale to absolutnie wszystkiego – nawet tak podstawowej rzeczy jak chleba. O tym ostatnim „kochani” rządzący poinformowali nieszczęsnych mieszkańców w piątek – z zaledwie kilkugodzinnym wyprzedzeniem.
Jak ogłoszono, rozmiary bochenka dotowanego chleba – dla wielu Kubańczyków ważnego (czy wręcz niezbędnego) elementu codziennej diety – znów się skurczą. Zmaleje on o jedną czwartą: z 80 do 60 gramów.
Skądinąd nazwa „bochenek” jest w tym przypadku mocno niepoważna. Warto bowiem pamiętać, że często spotykane, skromnych rozmiarów bułki dostępne w polskich sklepach i piekarniach ważą 55 g. Te większe niejednokrotnie przekraczają 100 g – innymi słowy, są daleko większe niż „bochenki”, które swym obywatelom gwarantuje kubański rząd.
Dyżurny wróg zawsze pod ręką
Powód decyzji nie mógłby być bardziej typowy dla komunistycznego reżimu – otóż władzy zabrakło mąki. Uzasadnienia nawet nie trzeba usłyszeć, by z góry wiedzieć, jakie będzie. Oczywiście o fakt ten oskarżono bowiem USA i amerykańskie sankcje. I rzekomo tylko przez to Kuba nie jest w stanie zaopatrzyć swoich mieszkańców w rzeczy tak prozaiczne, jak chleb.
Oczywiście inne kraje na świecie obywają się bez bezpośredniego zaopatrywania swych obywateli – zamiast tego pozwalając rynkowi uczynić to skuteczniej, samym obywatelom zaś – zarobić godziwe stawki.
Nie po to jednak Fidel Castro i jego towarzysze wprowadzali na wyspie rewolucję, by teraz reżim rezygnował z całkowitej kontroli nad wszystkimi aspektami życia na Kubie, nieprawdaż?
Kuba za plecami
Mieszkańcy redukcję przyjęli z rezygnacją – bo i co mogą zrobić? Kuba i jej gospodarka mogą niedomagać, ale system inwigilacji i represji wobec wszelkich odruchów sprzeciwu niestety działa bez zarzutu.
Jedną z nielicznych możliwości, po którą Kubańczycy i owszem, mogą sięgnąć, jest tzw. „głosowanie nogami”. I w istocie, w ostatnim czasie znów znacząco zwiększa się skala prób ucieczki i emigracji z wyspy. Głownie do wrażych USA, ale w istocie gdziekolwiek – byle dalej od socjalistycznego „raju”, w jaki zamieniła się niegdyś wspaniale prosperująca Kuba.