Kiedy Donald Trump ogłaszał powstanie Department of Government Efficiency (w skrócie D.O.G.E.), internet oszalał. Jedni myśleli, że to żart. Drudzy, że to wreszcie formalne wprowadzenie Dogecoina do rządu USA. Trzeci, że Elon Musk właśnie dostał nową zabawkę, pozwalającą mu grzebać w federalnych systemach. Dziś, niespełna rok później, po tej instytucji nie ma już nawet śladu. Zniknęła po cichu, bez hucznej konferencji ani symbolicznego „do widzenia”. Według administracji przestała działać jako scentralizowana jednostka. Według Waszyngtonu, to eleganckie sformułowanie na: „wyciągnęli wtyczkę”. I to aż osiem miesięcy przed terminem.
To przedwczesny koniec D.O.G.E. Biały Dom zwija projekt po cichu
D.O.G.E. miało ciąć koszty, redukować biurokrację i usprawniać rząd. Tak przynajmniej brzmiał oficjalny opis. Ale bardzo szybko wydarzyło się coś, czego nie przewidzieli nawet w najbardziej kreatywnych memach: na oficjalnej stronie departamentu pojawiło się… logo Dogecoina. Kurs DOGE od razu odpalił +14%. Internet eksplodował. Biały Dom milczał. Musk się uśmiechał.
otem było jeszcze ciekawiej. Dokumenty, które ujrzały światło dzienne w lutym, sugerowały, że Musk i członkowie D.O.G.E. dostali podwyższone dostępy do systemów płatniczych Departamentu Skarbu. W tym obsługujących Social Security, wsparcie dla weteranów czy Medicaid. Sądowe pozwy grzmiały: „bezprecedensowa władza”, „narażenie danych Amerykanów” czy „nieuprawniona ingerencja”.
Zaraz potem Musk oficjalnie zaprzeczył, że ma cokolwiek do powiedzenia w D.O.G.E., po czym… odszedł z projektu. A chwilę później posprzeczał się z Trumpem publicznie, zamieniając X’a w arenę polityczno-technologicznego wrestlingu.
Koniec DOGE to dopiero początek większej gry o kontrolę?
Według agencji Reuters, administracja rozważa nową regułę, która pozwoli prezydentowi zamykać federalne biura bez przejmowania się stażem, stanowiskami czy skutkami politycznymi. Ten przepis może stać się kluczem do przebudowy rządu USA w tempie, jakiego nie widzieliśmy od dekad.
D.O.G.E. było więc testem. Eksperymentem. A może politycznym kanarkiem w kopalni. I jeśli ktoś jeszcze miał wątpliwości: to, że departament znika po cichu, nie znaczy, że jego koncepcja idzie do kosza. Przeciwnie, wygląda na to, że cała operacja była preludium do znacznie większej rozgrywki o federalną władzę i kontrolę nad instytucjami.
Bo jeśli rząd USA potrafił stworzyć departament, który pomylono z memecoinem, nadać mu realny wpływ na systemy finansowe, a potem wyłączyć go jednym gestem… To znaczy, że w Waszyngtonie może zaczynać się zupełnie nowa era zarządzania państwem.