Co zrobi Fed? John Williams z Rezerwy Federalnej zabrał głos. 'Tym razem będzie inaczej’

Członek zarządu Rezerwy Federalnej, John Williams, w swoich najnowszych komentarzach nakreślił obraz amerykańskiej gospodarki, która balansuje pomiędzy umiarkowaną inflacją a coraz wyraźniejszym spowolnieniem na rynku pracy.

Williams raczej skłania się ku stopniowej utracie impetu – ta może wymusić na Fed łagodniejsze podejście do polityki pieniężnej w nadchodzących kwartałach. Rynek utwierdza się w przekonaniu, że we wrześniu należy oczekiwać 25 pb obniżki stóp w Stanach Zjednoczonych. Oto podsumowanie komentarzy Williamsa.

Inflacja wciąż pod lupą

Williams nie pozostawił wątpliwości: cła nałożone w ostatnich latach zaczynają odciskać swoje piętno na cenach. Jego szacunki są jednoznaczne – bariery handlowe mogą dodać w tym roku od 1 do 1,5 punktu procentowego do inflacji. To sporo, szczególnie w środowisku, w którym konsument i tak odczuwa rosnące koszty życia. Na szczęście, jak podkreślił, nie widać, by ten impuls miał zamienić się w trwałą spiralę cenową. Innymi słowy, problem istnieje, ale nie grozi wymknięciem się spod kontroli.

Co ciekawe, podczas gdy dobra konsumpcyjne obciążone cłami drożeją, inflacja w sektorze usług zachowuje się dużo bardziej przewidywalnie, a nawet lekko wygasza. To pewien wentyl bezpieczeństwa dla Fed, bo strukturalnie to właśnie usługi odpowiadają za znaczną część wydatków Amerykanów.

Rynek pracy: chłodzenie zamiast recesji

Najwięcej uwagi Williams poświęcił rynkowi pracy. W jego ocenie sytuacja jest wciąż „w miarę zdrowa”, ale coraz wyraźniej widać oznaki ochłodzenia. Rotacja pracowników spadła, dynamika zatrudnienia słabnie, a udział imigrantów – tradycyjnie ważny w budownictwie i usługach – wyraźnie się zmniejszył.

Prognoza Williamsa jest dość konkretna: stopa bezrobocia, dziś 4,2%, w przyszłym roku może sięgnąć 4,5%. To nadal relatywnie niski poziom, ale sygnał, że rynek traci swoją wyjątkową siłę z czasów postpandemicznego odbicia. I tu kryje się dylemat Fed: jak długo można pozwalać gospodarce spowalniać, nie reagując obniżkami stóp?

Perspektywa polityki monetarnej

Williams nie obiecywał szybkich cięć, ale jasno zasugerował, że w dłuższym horyzoncie stopy procentowe znajdą się niżej niż dziś. W jego bazowym scenariuszu inflacja PCE spadnie do 3–3,25% w tym roku, do 2,5% w 2026, a dopiero w 2027 powróci do magicznego celu 2%. To oznacza, że proces normalizacji potrwa znacznie dłużej, niż wielu uczestników rynku chciałoby usłyszeć.

Na tle tego scenariusza prognozowany wzrost PKB rzędu 1,25–1,5% w 2024 roku wygląda na „miękkie lądowanie” – gospodarka nie wpada w recesję, ale też nie oferuje spektakularnego tempa rozwoju. W świecie zmagającym się z napięciami handlowymi i ograniczeniami w podaży pracy, to w gruncie rzeczy optymistyczny wariant.

Co istotne, Williams nie widzi w obecnych ruchach rynku obligacji niczego nadzwyczajnego. Wręcz przeciwnie. W jego ocenie wyceny obecnie mają uzasadnienie w fundamentach gospodarki, a sytuacja pozostaje stosunkowo spokojna. W praktyce oznacza to, że Fed nie odczuwa presji finansowej, która zmuszałaby go do gwałtownych działań.

Podsumowanie

Wypowiedzi Williamsa są w tonie wyważone, ale dają do myślenia. Z jednej strony, Fed zdaje się coraz mocniej koncentrować na ochronie rynku pracy. Przesuwa środek ciężkości polityki bliżej wspierania rynku pracy, kosztem ryzyka wyższej inflacji. Jednak w tle pozostaje inflacja, której nie można zignorować… Nawet jeśli perspektywa jej powrotu do celu oddala się na lata.

Można więc powiedzieć, że Fed tańczy na dwóch linach jednocześnie. Broni konsumenta przed zbyt szybkim wzrostem cen i jednocześnie nie dopuścić, by gospodarka ugrzęzła w stagnacji. Historia uczy, że takie balansowanie rzadko bywa w pełni udane. Ale być może tym razem „miękkie lądowanie” jest jeszcze w zasięgu. Czy tym razem będzie inaczej?