Co po Nasrallahu? Śmierć przywódcy Hezbollahu pod bombami i jej ekonomiczne następstwa

  • Jak już wszem i wobec wiadomo, Hassan Nasrallah, przywódca libańskich szyitów i długoletni lider Hezbollahu, która to organizacja faktycznie objęła Liban swoją kontrolą, nie żyje.
  • Jego śmierć wieńczy zaczęty raptem przed kilkoma tygodniami proces dekapitacji Hezbollahu. W ramach której to Izrael zlikwidował niemal wszystkich wyższych dowódców tej organizacji.
  • Wydarzenie to, jakkolwiek krytycznie istotnie głównie w kwestii geopolitycznej, będzie też mieć konkretne następstwa gospodarcze i finansowe. A także te na razie niekonkretne – ale niewykluczone.

Nasrallah zginał w izraelskim bombardowaniu na jego umocnioną siedzibę w Bejrucie. Wywiad Izraelski musiał dość dokładnie ustalić jego położenie. Na wszelki jednak wypadek, izraelskie lotnictwo (Hel Ha’Awir) wykonało bombardowanie „z nawiązką”. Na jego lokację miano bowiem zrzucić aż kilkadziesiąt tonowych bomb penetrujących, co uznać można za tzw. overkill.

Stanowi to dopełnienie akcji likwidacji przywódców Hezbollahu, którą zapoczątkowała fala wybuchających pagerów. Po nich spontanicznie eksplodować poczęły także krótkofalówki, radiotelefony, sprzęt AGD… Na końcu zaś nad Libanem znów pojawiły się izraelskie samoloty bojowe z ładunkami bomb.

Konsekwencje śmierci Hasrallaha będą wielorakie. Choć postać przywódcy Hezbollahu nie kojarzy się zanadto ze sferą osiągnięć na polu ekonomii czy finansów, to również na te dziedziny jego zejście śmiertelne będzie miało niebagatelny wpływ. Zarówno w krótkiej, jak i dłuższej perspektywie.

Liban (znów) w odmętach chaosu

Jeśli chodzi o tę pierwszą, to Liban czekają przede wszystkim dalsze niepokoje. Kraj nazywany kiedyś Szwajcarią Bliskiego Wschodu obecnie trafniej można określić jako Bałkany tegoż Bliskiego Wschodu. Podział sektariański, etniczny, religijny, polityczny i kliencki trzyma ten kraj w paraliżu. Przez to jest on notorycznie niestabilny politycznie, co przekłada się też na postępujące kłopoty gospodarcze. A do tego wszystkiego dodać należy ogromną liczbę ludności napływowej.

Bezpośrednia reakcja Hezbollahu na zabójstwa swego przywództwa była łatwa do przewidzenia. Organizacja, niejako w swoim „domyślnym trybie”, zaczęła strzelać na oślep pociskami rakietowymi w kierunku Izraela. To z kolei powoduje izraelskie uderzenia na pozycje bojowników w południowym Libanie i uprawdopodobnia wariant lądowej interwencji zbrojnej tamże. Słowem, pachnie wojną.

W reakcji na to ostatnie z południowego Libanu poczęła uciekać ludność. Dołącza ona w ten sposób do tysięcy Syryjczyków, których obecność kładzie się brzemieniem na niewielkim w sumie Libanie. W oczywisty sposób libańska gospodarka, a szczególnie rolnictwo na terenach objętych walkami, mocno ucierpi. Zaś postulaty reform, jeszcze niedawno wiodące do protestów ulicznych w Bejrucie, w obecnych warunkach stały się marzeniem ściętej głowy.

Wojna a biznes – relacja nie zawsze przyjazna

Jednak również dla Izraela wojna ta nie będzie miała szczególnie pozytywnych następstw ekonomicznych. Budżet tego kraju już jest w historycznie złej sytuacji, do czego przyczynił się koszt prowadzonych od prawie roku działań w Strefie Gazy i oderwanie zmobilizowanych rezerwistów od ich zajęć w gospodarce.

Co więcej, rozszerzenie działań wojennych o Liban rozszerza prawdopodobieństwo izolacji Izraela. W pierwszym rzędzie politycznej, ale za tą może pójść także gospodarcza. Już teraz izraelskie produkty pochodzące z terenów zachodniego brzegu Jordanu spotykają się z bojkotem, a czasem i zakazami administracyjnymi za granicą. Tymczasem eksport jest absolutnie krytyczny dla ekonomii (także w istocie niewielkiego) Izraela.

Wojna w Libanie czyni także abstrakcją perspektywę szybkiego rozpoczęcia eksploatacji podmorskich złóż naftowych w pobliżu morskiej granicy Izraela i Libanu. Statki czy platformy wydobywcze byłyby wymarzonym celem do ataków, zarówno tych konwencjonalnych, jak i terrorystycznych/asymetrycznych. Nikt także o zdrowych zmysłach nie zainwestuje w wydobycie ropy w rejonie aktywnych działań wojennych, i nikt takowego nie ubezpieczy.

Ekonomiczny efekt motyla?

W dalszej perspektywie „ciekawie” może być w samym Libanie. Może bowiem prowadzić do podważenia pozycji Hezbollahu (szczególnie w przypadku wewnętrznych konfliktów o sukcesję w organizacji). Jednym z tego możliwych skutków jest ogólny chaos i fala uciekinierów (np. na Cypr). Innym jednak – możliwe przełamanie kryzysu politycznego, jeśli przeciwnikom Hezbollahu udałoby się zjednoczyć i przejąć kontrolę nad krajem.

Śmierć Nasrallaha może mieć też znaczenie, które daleko wykroczy poza Liban i jego granice. Warto tutaj przypomnieć, że właśnie wkroczenie wojsk izraelskich do Gazy było teoretycznym powodem rozpoczęcia ataków jemeńskich Hutich na żeglugę handlową na Morzu Czerwonym. Co z kolei doprowadziło do przynajmniej częściowego zablokowania tej trasy, przekierowania ruchu transportowego i podwyżek kosztów międzykontynentalnego frachtu.

Podobne działania nie są zatem tym wykluczone także i teraz. Nie wiadomo, czy akurat ze strony Hutich – choć i ci, i Hezbollah należą do proirańskiej „Osi Oporu” – sojuszu ruchów zbrojnych, milicji i ugrupowań wspieranych przez Iran. Jaką mogłyby mieć formę, skoro uderzali oni także w sam Izrael? Ataków Hutich na statki nikt nie przewidział – było to bowiem, z ich punktu widzenia, działanie absurdalne. Niemniej właśnie to czynili i czynią.

Wchodząc zatem na grząski grunt spekulacji – czy należy spodziewać się np. ataków dalekosiężnych dronów na statki w oddalonych regionach świata? Czy może „bojownicy” vel „terroryści” (zależnie od przyjętej narracji) zaczną atakować firmy sprzedające izraelskie produkty (albo… ich użytkowników…)? Brzmi to nonsensownie – niestety nie da się tego wykluczyć, tak samo jak możliwości blokady Kanału Sueskiego przez prymitywnych bojowników z gór Jemenu nie można nie przyjąć do wiadomości.

Komentarze (0)
Dodaj komentarz