Sztandarowe rosyjskie linie lotnicze Aerofłot zostały zmuszone w poniedziałek do uziemienia około 50 lotów. W przypadku innych doszło do opóźnień. Wszystko to zasługa ataku hakerskiego na jej systemy elektroniczne, do którego przyznała się grupa hacktywistyczna „Silent Cow”. Grupa określana jest jako „pro-ukraińska”, co jednak najprawdopodobniej może być eufemizmem. Trudno bowiem uznać za spontaniczne działania wpisujące się w logikę wojny, jaką czwarty rok toczą Rosja i Ukraina.
Swój atak „Cicha Wrona” miała przeprowadzić we współpracy z antykremlowską grupą białoruską, „Cyber Partyzantami”. Ich działania skoncentrowały się na moskiewskim lotnisku Szeremietiewo. W rezultacie podjętych przez hakerów zabiegów doszło do zakłócenia systemów informatycznych Aerofłotu, w tym tych odpowiedzialnych za koordynację lotów. Co za tym idzie, tablice odlotów w Szeremietiewie raziły w poniedziałek kolorem czerwonym.
Hakerzy mieli ponadto uzyskać dostęp do wewnętrznych zasobów informacji narodowych rosyjskich linii lotniczych, w tym bazy personalnych danych ich klientów. Ci ostatni, wedle szeroko dobiegających sygnałów, mają i bez tego być głęboko poirytowani niemal ciągłymi opóźnieniami oraz innymi zakłóceniami na rosyjskich lotniskach. Szeroko występują one na co dzień, w sposób zakrawający niemal na rutynę, i to nawet bez dodatkowej „pomocy” ze strony hakerów. Przyczyna takiej sytuacji jest przy tym bardzo prosta.
Rosja pod ciężarem sankcji
Sankcje, którymi Rosja została obłożona po swojej agresji na Ukrainę, uniemożliwiają jej serwis i dostęp do części zamiennych do samolotów użytkowanych przez tamtejsze linie lotnicze (o zakupie samych samolotów nie wspominając). Choć Rosja wielokrotnie odgrażała się, że we własnym zakresie skonstruuje i wprowadzi do produkcji pełnowymiarowe samoloty pasażerskie, to na zapowiedziach w dużej mierze się skończyło – zaś tamtejsze projekty (jak np. Suchoj SSJ), mówiąc oględnie, nie okazały się zbytnim sukcesem.
Zarazem lotniczy transport pasażerski w realiach tak dużego kraju jak Rosja z przyczyn praktycznych ma nieproporcjonalnie duże znaczenie również dla komunikacji wewnętrznej. Nie dziwi zatem fakt „zainteresowania” nim ze strony hakerów. Także wymierzenie ataku cybernetycznego w moskiewskie lotniska nie jest raczej przypadkowe. I to bynajmniej nie tylko ze względów prestiżowych, jako najbardziej eksponowane lotniska stołeczne (co notabene też nie jest w Rosji kwestią do zlekceważenia).
Stanowią bowiem kluczowy węzeł przesiadkowy, nie tylko zresztą w przypadku komunikacji lotniczej – także jeśli chodzi o drogi czy linie kolejowe, wszystkie „mają swój początek w Moskwie”. Jest to skądinąd efekt świadomej, długoletniej polityki władz rosyjskich (i to jeszcze od czasów carskich), mający utrudniać kształtowanie się tendencji odśrodkowych poprzez scentralizowaną kontrolę arterii transportu wewnątrz ogromnych połaci terytorium, jakie zajmuje Rosja.
Sprawię „wyjaśnimy”
Jeśli chodzi o samą „Cichą Wronę” – grupa oficjalnie przedstawia się jako oddolna, „pro-ukraińska”. Po prawdzie jednak ciężko uwierzyć, że nie ma ona głębszych związków z ukraińskimi siłami zbrojnymi lub służbami specjalnymi (czy też po prostu nie jest ich częścią). Wskazują na to jej możliwości – „Cichej Wronie” przypisuje się bowiem całą serię wcześniejszych ataków, których celem była Rosja. Miały to być m.in. zhakowanie rosyjskiego operatora telefonicznego, tamtejszego rejestru nieruchomości czy działu IT władz miejskich Moskwy.
W swym oświadczeniu hakerzy mieli z zadowoleniem zadeklarować „Chwała Ukrainie” i „Niech żyje Białoruś”. Ze swej strony Dmitrij Pieskow, rzecznik Kremla, stwierdził, że informacje o zhakowaniu Aerofłotu są „alarmujące”. Dodał, że władze „wyjaśnią” te informacje. Rosyjska prokuratura miała otworzyć postępowanie karne w tej kwestii. Czy coś z niego wyniknie? Historia poprzednich ataków „Cichej Wrony” sugeruje, że raczej niewiele.