Carlyle Group: 'Nie widzimy szans na powtórkę z 2008 roku’. Rynek przesadził z pesymizmem?

Harvey Schwartz, szef największej obok Blackstone, amerykańskiej spółki związanej z rynkiem private equity, Carlyle został zapytany w Austin o sytuację na rynkach kredytowych. Przyznał bez wahania: „Tak, kredyt jest dziś na mojej liście zmartwień.” Dodał jednak od razu, że przynajmniej na razie nie widzi oznak faktycznego załamania systemowego. To ciekawe tonu.

Dane z portfela inwestycji Carlyle’a nie wskazują na dramat: firmy wciąż się rozwijają, zatrudnienie utrzymuje się na solidnym poziomie, a inflacja – choć nieco lepka – nie wymknęła się spod kontroli. „Nie widać na horyzoncie niczego, co by się waliło,” stwierdził. Ale zaraz dodał z doświadczeniem inwestora: „Na tym etapie cyklu zawsze warto mieć oczy szeroko otwarte.” Trudno się z nim nie zgodzić.

Ostatnie tygodnie przypomniały, jak krucha potrafi być stabilność w sektorze kredytowym. Upadłości Tricolor Holdings i First Brands Group wstrząsnęły rynkiem, a szef JPMorgan, Jamie Dimon, ostrzegał, że „jeśli widzisz jednego karalucha, prawdopodobnie nie jest sam.” Niepokój pogłębiły jeszcze doniesienia o przypadkach oszustw kredytowych w dwóch regionalnych bankach, które mocno przeceniły swoje akcje.

Schwartz mówił o tym z równowagą – nie dramatyzował, ale nie udawał, że problemu nie ma. Dla niego rynek kredytowy to barometr kondycji całego systemu. Gdy zaczyna szwankować, inwestorzy instynktownie cofają rękę z ryzyka. Pytanie, czy rynek znów nie przesadził z pesymizmem?

Carlyle na torze F1, czyli strategia z rozmachem

Rozmowa odbyła się w nieco nietypowych okolicznościach: na torze wyścigowym w Austin, podczas weekendu Grand Prix Stanów Zjednoczonych. Obok Schwartza siedział Laurent Mekies, szef zespołu Oracle Red Bull Racing, który właśnie zdobył pole position. Carlyle, zarządzający dziś aktywami o wartości 465 miliardów dolarów, niedawno nawiązał z Red Bullem kilkuletnie partnerstwo. N

a pierwszy rzut oka może to wyglądać jak ekstrawagancki mariaż finansów i sportu, ale to część szerszej tendencji – prywatne fundusze coraz chętniej sięgają po marketingową ekspozycję, próbując budować rozpoznawalność poza wąskim światem inwestorów instytucjonalnych. Dla Schwartza ta współpraca ma wymiar strategiczny:

„Chcemy docierać do globalnej publiczności, ale nigdy kosztem wyników. Sukces zaczyna się od wyników inwestycyjnych – to jest zasada numer jeden.” Ten głos brzmi jak odpowiedź na zarzuty niektórych konkurentów z branży private equity, którzy w ocenie Sixth Street – twierdzą, że część firm bardziej dba dziś o wizerunek niż o zwroty. Jeśli mimo turbulencji fundamenty gospodarki USA wciąż pozostaną solidne – to Carlyle może jeszcze długo utrzymać się w czołówce peletonu globalnych inwestorów.