Berlin w ciemności. Atak na infrastrukturę, dziesiątki tysięcy ludzi bez prądu

We wtorek w nocy Berlin w znacznej mierze pogrążył się w ciemnościach. Niemiecka stolica padła ofiarą ataku na swoją miejską infrastrukturę elektryczną. W rezultacie tego kilkadziesiąt tysięcy jej mieszkańców pozostawało bez prądu. Atak niemal na pewno miał podtekst i wydźwięk polityczny.

Atak miał formę podpalenia. Sprawcy mieli podpalić dwa pylony podtrzymujące trakcję elektryczną o napięciu 110 kV w dzielnicy Johannisthal. W następstwie tego południowo-wschodni Berlin, gdzie doszło do owego incydentu, utracił zasilanie prądem. Pracy zaprzestać musiała miejska ciepłownia w dzielnicy Neukölln. Ofiarą odcięcia dostaw energii paść miało co najmniej 43 tys. domów oraz około 3 tys. firm.

Dotknęło to również stacji straży pożarnej czy innych służb (przykładowo nie działały bowiem numery alarmowe), metra czy innych form transportu zbiorowego. Pensjonariuszy domów opieki dla seniorów, w związku z brakiem zasilania, musiano ewakuować do szpitali (te z reguły dysponują własnymi, niezależnymi źródłami awaryjnego zasilania na właśnie takie okazje).

https://twitter.com/BreakingIEN/status/1965361251061497915

W związku z awariami, policja i straż pożarna zorganizowały mobilne „stacje” oraz punkty kontaktowe dla ludności. Także role nieczynnej sygnalizacji świetlnej przejęli w wielu miejscach policjanci. Do południa we wtorek, udało się przywrócić zasilanie około 15 tysiącom domów. Jak jednak stwierdził rzecznik straży pożarnej, spodziewa się ona, że działania te „mogą zająć dłużej”.

Berlin na czarno – i czerwono

Na temat przyczyn szybko zaczęły krążyć spekulacje. Zwłaszcza, że Berlin w rejonie, w którym doszło do ataku, mieści park technologiczny Adlershof. Swoje siedziby mają tam m.in. przedsiębiorstwa zbrojeniowe, lotnicze, mechaniczne, biotechnologiczne czy z branży sztucznej inteligencji, robotyki i bezpieczeństwa elektronicznego. to w tamtej okolicy znajdować się też mają zakłady znienawidzonego pośród lokalnej skrajnej lewicy koncernu Tesla.

I w istocie, berlińska policja otrzymała pismo, w którym lewaccy radykałowie przyznają się do dokonania ataku. Pismo to zresztą trafiło do Internetu (za pośrednictwem uważanej za sympatyzującą z tymi środowiskami strony Indymedia, która jednak obecnie zdaje się mieć pewne problemy z działaniem; niemniej link do pełnego oświadczenia osób podających się za podpalaczy w momencie pisania tych słów działa). Ekstremiści mieli w nim stwierdzić, że atak miał na celu odciąć dostawy energii dla „kompleksu wojskowo-przemysłowego”

Mając to na względzie, nieco dziwi fakt, że Federalny Urząd ds. Ochrony Konstytucji (Bundesamt für Verfassungsschutz, alias BfV – czyli niemiecka służba bezpieczeństwa) określił sytuację jako „ekstremalnie niebezpieczną”, ale nie wspomniał nic o sprawcach. Zarówno niemiecka policja, jak i BfV mają kontynuować śledztwo, m.in. badając ślady po pożarze, jak również sam list sprawców. O wnioskach jednak oficjalnie dotąd nie wspomniano.