Macquarie Bank przestanie oferować klientom operacje z użyciem gotówki. Nie tylko wpłaty i wypłaty w swoich oddziałach, ale w ogóle jakiekolwiek operacje. Bo tak – bank uważa, że jego klienci mają posługiwać się wyłącznie transakcjami bezgotówkowymi. Oczywiście bez pytania zainteresowanych o zdanie. Bo i po co? Jeszcze by mieli czelność się nie zgodzić…
Macquarie poinformował o zmianach w ogłoszeniu na swojej stronie. Ogłoszenie to, pomimo normalnie uprzejmego tonu, utrzymane jest nieco w duchu ukazu samodzierżcy. Szczególnie jak na standardy komunikacji korporacyjnej.
Zawiera ono oschłą informację, dot. tego, że gotówka jest teraz dla banku passé – oraz lista kroków, które klienci mają podjąć, aby się dostosować. Jest też delikatnie zawoalowana obelga wobec spostrzegawczości tych, którzy, ku niesmakowi banku, wciąż używają gotówki („In case you missed…”).
Nie ma natomiast żadnych przeprosin za niedogodności, dogłębnego tłumaczenia ekonomicznych przyczyn czy temu podobnych. Nie ma także żadnej mowy o tym, co zrobić, jeśli ktoś się nie zgadza z tą zmianą czy dalej potrzebuje używać gotówki. Czy czeków – bo te też zostaną wycofane.
Australijski bank raczył lakonicznie i w tonie oczywistości wyjaśnić, że transakcje elektroniczne są „bezpieczną, szybką i wygodniejszą” drogą dostępu do pieniędzy. Po prostu masz, drogi kliencie, zamknąć buzię i posłusznie zdać się na elektroniczny panoptykon współczesnego systemu bankowego.
I nie odzywać się niepytany, gdy mądrzejsi od ciebie mówią ci, co masz robić – chciałoby się dodać.
Ulotna kwestia pieniężnej własności
Sprawa ta jawi się jako bardzo problematyczna nie tylko z punktu widzenia użyteczności. Stanowi to oczywiście monumentalny kłopot praktyczny dla klientów. Szczególnie dla tych, którzy nie chcą za wszystko płacić online lub kartą. Ergo, w sposób rejestrujący wszystkie transakcje i jeszcze pociągający za sobą opłaty.
Nie chodzi też jedynie o pogardliwą pobłażliwość banku, która wprost bije ze słów ogłoszenia. Problem jest tutaj głębszy. Jest to bowiem odejście od fundamentów bankowości, której źródłem było przecież przechowanie (wówczas złotej i srebrnej – a zatem wartej coś samej z siebie) gotówki.
Swym oświadczeniem niemalże nakazującym swoim klientom, by używali tylko środków bezgotówkowych, Macquaire ni mniej, ni więcej tylko zakomunikował im, że mają w praktyce oddać bankowi wszystkie swoje środki. Warto bowiem pamiętać, że pieniądze „trzymane” w banku są faktyczną własnością banku. Nie zaś „posiadacza”, któremu wydaje się, że „ma na koncie” jakąś kwotę.
Ten ostatni nie jest ich posiadaczem, lecz wierzycielem wobec banku. Dodajmy – w żaden sposób niezabezpieczonym wierzycielem. Jedyne, co w takiej sytuacji ów posiada, to tytuł prawny do roszczeń wobec banku – które i tak w sytuacji kryzysowej stałyby na końcu listy ważności. Innymi słowy, jedyne co posiada to dług.
Macquarie swą przyszłość widzi tłustą
Także wykorzystanie środków „posiadacza” – faktycznie nienależących do niego – zależy w takiej sytuacji od monopolistycznego pośrednictwa instytucji finansowych. W tym przypadku, właśnie Macquaire. Nie dziwi fakt, że bank życzyłby sobie, by właśnie tak było. I nie widzi problemu w tym, że klienci będą odeń w tej kwestii uzależnieni.
No, chyba że ktoś zapragnie używać kryptoaktywów czy kruszców w codziennych transakcjach. Wtedy miły bankowi monopol znika jak sen złoty. Ale do takich impertynentów banki również podchodzą w określony sposób.
Macquarie to jeden z największych banków w Australii. Jego kapitalizacja wynosi ok. 77 milionów dolarów. Przynajmniej póki co. Nie sposób bowiem nie zadać pytania, czy w przyszłości utrzyma tę kapitalizację – i klientów? Czy też niektórzy z nich dojdą do wniosku, że obejdą się bez banku, który nie życzy sobie, by mieli jakieś środki poza jego kontrolą?