Coraz wyraźniej widać, że amerykańska gospodarka wchodzi w fazę zmęczenia. Raport Rezerwy Federalnej, tzw. Beige Book, maluje obraz kraju, w którym wzrost niemal zamarł, a presja cenowa rośnie. Głównym winowajcą wydają się cła wprowadzone przez administrację Donalda Trumpa. To de facto narzędzie polityczne, które miało bronić amerykańskiego przemysłu, ale w praktyce … Zaczyna mocniej obciążać kieszenie zwykłych obywateli.
Fed widzi gospodarkę w stagnacji
Z raportu wynika, że gospodarka w większości z 12 okręgów Fedu praktycznie nie drgnęła od początku września. W kilku regionach odnotowano „niewielki wzrost”, w innych „lekkie osłabienie”, ale zasadniczo – Ameryka utknęła w miejscu. Rynek pracy, dotychczas bastion odporności, również zaczyna wykazywać oznaki zmęczenia. Zatrudnienie pozostaje stabilne, lecz firmy coraz częściej redukują etaty lub po cichu ograniczają zatrudnienie, tłumacząc to spowolnieniem popytu i niepewnością gospodarczą.
Niektórzy przedsiębiorcy przyznają wprost: rosnące koszty importu – w dużej mierze wynik nowych ceł – zmuszają ich do trudnych decyzji. Część firm decyduje się wchłonąć wyższe koszty, by utrzymać konkurencyjność, ale inni po prostu przerzucają podwyżki na klientów. Efekt? Ceny towarów i usług pną się w górę, a konsumenci coraz częściej sięgają po tańsze zamienniki, kuponowe promocje i wyprzedaż
Bogaci kupują dalej, klasa średnia się cofa
Wysokie dochody wciąż pozwalają bogatszym Amerykanom na wydatki na luksusowe dobra i podróże, ale klasa średnia, niegdyś motor konsumpcji, wyraźnie przyhamowała. To szczególnie widoczne w sprzedaży detalicznej – z wyjątkiem segmentu aut elektrycznych, gdzie końcówka federalnego ulgi podatkowej wywołała chwilowy boom zakupowy.
W tle narasta napięcie na linii Waszyngton–Pekin. W ostatnich dniach Chiny nałożyły restrykcje na eksport surowców ziem rzadkich – kluczowych dla przemysłu technologicznego – a Trump odpowiedział groźbą nałożenia 100-procentowych ceł na chińskie towary. Ten ekonomiczny ping-pong, jak zawsze, rozgrywa się kosztem przedsiębiorstw, które już teraz muszą zmagać się z wyższymi kosztami produkcji i malejącym popytem.
Rządowy paraliż i brak danych
Sytuację komplikuje trwające od trzech tygodni zawieszenie pracy rządu federalnego. Wiele agencji – w tym Departament Pracy i Handlu – pozostaje częściowo zamkniętych, co utrudnia publikację danych, na których opiera się polityka gospodarcza. Biuro Statystyki Pracy zdołało wprawdzie przywrócić część personelu, by przygotować kluczowy raport CPI, ale jego publikację przesunięto na 24 października. To ostatni odczyt inflacyjny, jaki Fed otrzyma przed posiedzeniem decyzyjnym zaplanowanym na koniec miesiąca.
Niektórzy ekonomiści zwracają uwagę, że obecna sytuacja przypomina końcówkę poprzedniego cyklu gospodarczego – powolne tempo wzrostu, zbyt uporczywa inflacja i firmy, które balansują między cięciami kosztów a utrzymaniem rentowności. Co gorsza, niepewność polityczna – zarówno na Kapitolu, jak i w relacjach z Chinami – paraliżuje inwestycje.
Nie jest to jeszcze recesja, ale coś, co ekonomiści coraz częściej określają jako „gospodarczy półsen”. Ameryka niby trwa w ruchu, lecz każda kolejna decyzja – o cłach, o wydatkach, o polityce Fedu – zdaje się ciążyć coraz bardziej. I choć Beige Book to nie prognoza, lecz raczej barometr nastrojów, dziś jego wskazówka przesuwa się niebezpiecznie blisko strefy pesymizmu.