Zaskakujący raport PepsiCo. Konsument się buntuje przez 'mniej za więcej’. Amerykanie kończą z przekąskami?

PepsiCo znów pokazało, że potrafi zaskoczyć Wall Street. Tym razem nie samymi wynikami i wielkim skokiem sprzedaży… Ale skutecznym zarządzaniem kryzysem popytowym. Mimo spadku wolumenów sprzedaży na rynku północnoamerykańskim i wycofanego, ostrożnego konsumenta, kwartalny raport firmy przebił oczekiwania analityków. Efekt? Akcje rosną o prawie 5% i odbijają z wieloletnich minimów.

Od miesięcy słychać krytykę koncernów, które windują ceny produktów, jednocześnie oferując ich mniej, 'za większe pieniądze’. Dla firm, takich jak PepsiCo to sprawa giełdowego 'życia, lub śmierci’. Inwestorzy chcą widzieć solidny zysk, niezależnie od warunków rynkowych i koniunktury.

W praktyce oznacza to, że sytuacja, w której wolumeny zakupowe spadają, firma staje się zdesperowana by szukać zysku dosłownie wszędzie. Zatem spadek objętości napojów, czy gramatury przekąsek nie powinien dziwić. Przynajmniej na Wall Street się to podoba, a konsument nie jest gotowy zrezygnować z produktów PepsiCo zupełnie. Mimo wysokich cen.

Spadek wolumenów

Zysk na akcję wyniósł 2,12 dolara po wyłączeniu kosztów – więcej, niż zakładali eksperci. Przychody sięgnęły 22,73 miliarda dolarów, co tylko lekko przewyższyło konsensus. A jednak trudno mówić o fajerwerkach. Choć liczby na papierze wyglądają dobrze, to rzeczywistość operacyjna firmy coraz częściej zderza się z chłodnym frontem konsumenckiego przesytu. Oraz rosnących cen, które 'irytują’ konsumenta.

Wolumen sprzedaży żywności spadł globalnie o 1,5%, a napojów – utrzymał się na poziomie z zeszłego roku. W samych Stanach sytuacja wygląda jeszcze mniej optymistycznie: przekąski i produkty Quaker Foods zanotowały spadek wolumenu o 1%, a napoje – o 2%. Jedynym wyraźniejszym punktem światła w ciemniejszym kwartale okazała się Pepsi. Zwłaszcza jej bezcukrowa wersja, która zanotowała dwucyfrowy wzrost wolumenu.

Firma próbuje sobie 'rewanżować’ spadek wolumenów wyższymi cenami sprzedaży i … Mniejszą gramaturą oferowanych produktów. W ten sposób odchudzono całą masę opakowań słonych przekąsek. Także tych oferowanych na rynku europejskim, gdzie flagowym przykładem mogą być chipsy Lay’s.

CEO Ramon Laguarta próbuje uspokajać nastroje, mówiąc o „poprawiającej się kondycji rynku krajowego”. I rzeczywiście, firma nie próżnuje. Nadal szuka synergii między segmentem żywności i napojów, tnie koszty (zamknięto dwie fabryki w USA). Optymalizuje logistykę i precyzyjniej kieruje budżet marketingowy.

Co dalej z PepsiCo?

Zamiast rozlewać dolary szerokim strumieniem, Pepsi stawia na lepiej dopasowane kampanie i bardziej efektywne wykorzystanie półki sklepowej. Wszystko to przy jednoczesnym testowaniu nowych formatów produktów. W tym rosnącego segmentu wysokobiałkowych przekąsek oraz pozycji niszowych, jak Siete Foods czy hummus od Sabry.

Nie jest tajemnicą, że Pepsi znalazło się w fazie spaceru po linie. W ostatnich miesiącach firma już raz skorygowała prognozy roczne, tłumacząc to nowymi taryfami celnymi, niestabilnością gospodarczą i wyraźną ostrożnością konsumentów. Teraz trzyma się dotychczasowego scenariusza. Zakłada, że zysk na akcję w ujęciu stałej waluty pozostanie zbliżony do zeszłorocznego, a przychody organiczne wzrosną o kilka procent.

Można odnieść wrażenie, że PepsiCo przechodzi obecnie coś na kształt strategicznej przebudowy – nie tyle w pogoni za wielkimi wzrostami, co w poszukiwaniu trwałej odporności na zmienność rynku. I być może właśnie ta „skromna” elastyczność będzie ich największym atutem w kolejnym etapie gry.