Z ostatniej chwili: Tragiczny raport UoM z USA. 'Demony recesji wracają’. Wall Street i Bitcoin w dół

Dziś raportowane dane makro z gospodarki Stanów Zjednoczonych przynoszą negatywne zaskoczenie dla rynków. Indeksy giełdowe spadły, a amerykański dolar osłabił się, ponieważ zarówno sprzedaż detaliczna, jak i produkcja industrialna okazały się słabsze, od prognoz… Ale to nie wszystko.

Raport Uniwersytetu Michigan pokazał, że Amerykanie spodziewają się olbrzymich wzrostów cen, a nastroje konsumentów tąpnęły. Rynek wycofał się z zakładu na szybkie obniżki stóp w USA, widzi jako prawdopodobną tylko jedną w tym roku. Oto, jak wypadły dane.

Jednym słowem ryzyko bolesnej recesji (w scenariuszu dalszych wzrostów cen) rośnie)… A, że ceny rosną – widzimy w imporcie (gdzie materializują się taryfy celne) oraz oczekiwaniach inflacyjnych. Fed prawdopodobnie nie obniży stóp tak szybko, jak chciałby tego Donald Trump. Oto, jak wypadły dane,

Dane z USA

Sprzedaż detaliczna: 0,5% wzrost miesięczny wobec 0,6% prognoz i 0,6% poprzednio

Sprzedaż bazowa (bez środków transportu): 0,,3% wzrost miesięcznie, 0,3% prognoz i 0,5% poprzednio

Ceny importowane: wzrost o 0,4% m/m wobec 0,1% prognoz i 0,1% poprzednio

Ceny eksportowane: wzrost o 0,1% m/m vs 0,1% prognoz i 0,1% poprzednio

Produkcja przemysłowa: spadek o -0,1% wobec 0% prognoz i 0,3% poprzednio

Produkcja wytwórcza: 0% vs ,0% szacunków i 0,1% poprzednio

Regionalny New York Fed Manufacturing Index: 11,9 vs 0 prognoz i 5,5 poprzednio

Uniwersytet Michigan (sentymenty konsumentów): 58,6 wobec 61,7 oczekiwań i 62 poprzednio

Ocena sytuacji wg. konsumentów: 60,9 vs 67,5 prognoz i 68 w poprzednim miesiącu

Prognozy gospodarcze konsumentów: 57,2 wobec 58,4 oczekiwań i 57,7 poprzednio

Oczekiwania inflacyjne (roczne): 3,9% wobec 3,4% prognoz i 3,4% poprzednio

Oczekiwania inflacyjne (5-letnie): 4,9% zdecydowanie powyżej 4,4% oczekiwań i 4,5% poprzednio

Amerykański konsument na zakupach

Lipiec przyniósł amerykańskiemu handlowi detalicznemu wyraźny impuls. Wstępne szacunki pokazują, że sprzedaż w sklepach i punktach gastronomicznych sięgnęła 726,3 mld dolarów, co oznacza wzrost o 0,5% względem czerwca i aż o 3,9% w porównaniu z lipcem ubiegłego roku.

Choć na pierwszy rzut oka te kilka dziesiątych procenta może wydawać się kosmetyką, w realiach amerykańskiej gospodarki to sygnał, że konsument wciąż trzyma portfel otwarty – mimo wysokich kosztów życia i niepewności wokół polityki stóp procentowych.

Co istotne, dane za czerwiec zostały zrewidowane w górę – z wcześniejszych +0,6% do +0,9%. To sugeruje, że nie był to jednorazowy wyskok, a raczej stabilna tendencja. W ujęciu kwartalnym (maj–lipiec) sprzedaż wzrosła o prawie 4% względem roku poprzedniego. To trudno uznać za sygnał hamowania.

Liderami wzrostu pozostają segmenty, które już od kilku kwartałów korzystają na zmianach w nawykach zakupowych. Sprzedaż u tzw. nonstore retailers – czyli w handlu internetowym i innych kanałach poza tradycyjnymi sklepami – poszybowała o 8% rok do roku.

Amerykanie nadal zamawiają online w tempie, które jeszcze dekadę temu wydawało się nierealne. Drugim mocnym punktem były usługi gastronomiczne i bary, które zanotowały 5,6% wzrostu względem ubiegłego lipca. To pokazuje, że konsumenci wciąż są gotowi wydawać na doświadczenia, nawet jeśli ceny w restauracjach i pubach urosły zauważalnie w ostatnich latach.

W szerszej perspektywie to dane, które mogą nieco skomplikować życie Rezerwie Federalnej. Silny konsument to oczywiście dobra wiadomość dla wzrostu gospodarczego… Ale w warunkach wciąż podwyższonej inflacji może utrudniać proces jej wygaszania. Fed uważnie patrzy na wydatki gospodarstw domowych jako na jeden z kluczowych czynników utrzymujących presję cenową.

Nie zmienia to faktu, że lipcowy raport to kolejny dowód na odporność amerykańskiej gospodarki. Prawdziwy obraz siły nabywczej Amerykanów poznamy dopiero po uwzględnieniu inflacji … A tu historia może być nieco mniej optymistyczna.

Źródło: US Census Bureau

Amerykański optymizm gaśnie

Po czterech miesiącach odbudowy nastrojów amerykański konsument w sierpniu spuścił nieco z tonu. Wskaźnik sentymentu konsumenckiego spadł o około 5%, a głównym powodem jest odświeżona obawa o inflację. Nie chodzi jednak o powrót paniki sprzed wiosny – to raczej delikatne cofnięcie, jakby ktoś w tłumie przypomniał, że rachunki nadal rosną szybciej, niżby się chciało.

Najmocniej oberwała ocena warunków zakupu dóbr trwałego użytku – tu nastąpił 14-procentowy spadek, najgłębszy od roku. Drogie samochody, sprzęt AGD czy meble wciąż dają po kieszeni. Wielu Amerykanów odkłada te wydatki „na później”. Bieżąca ocena własnej sytuacji finansowej również lekko się pogorszyła, co można powiązać z rosnącym poczuciem, że siła nabywcza znów jest pod presją.

Co ciekawe, prognozy na przyszłość wcale nie są dramatyczne. Oczekiwania dotyczące własnych finansów w horyzoncie roku wzrosły nieznacznie, podobnie jak przewidywania dotyczące dochodów – choć te wciąż są raczej stonowane. Widać więc, że Amerykanie nie zakładają powrotu do scenariusza „najgorszego z możliwych”, który krążył w głowach w kwietniu, gdy wojna celna z Chinami wydawała się nieuchronna.

Oczekiwania inflacyjne

Problem w tym, że zarówno krótkoterminowe, jak i długoterminowe oczekiwania inflacyjne idą w górę. W perspektywie roku konsumenci widzą inflację na poziomie 4,9% wobec 4,5% miesiąc wcześniej, a w horyzoncie kilku lat – 3,9% wobec 3,4%. Wzrost widać we wszystkich grupach demograficznych i niezależnie od politycznych sympatii. To zatrzymuje trend spadkowy, który trwał od wiosny, i choć do szczytów z kwietnia–maja jeszcze daleko, to jednak powrót na ścieżkę wzrostową nie jest tym, czego chciałaby Rezerwa Federalna.

Można odnieść wrażenie, że konsumenci znaleźli się w dziwnym półcieniu: z jednej strony nie boją się już natychmiastowej recesji, z drugiej – spodziewają się, że i inflacja, i bezrobocie w kolejnych miesiącach raczej się pogorszą. To mieszanka, która nie zabija wydatków, ale może je stopniowo podgryzać, szczególnie w segmencie dużych zakupów.

Sierpień pokazał, że amerykańska gospodarka wciąż ma potężne wsparcie w konsumpcji, ale sentyment – jak to sentyment – jest kapryśny. Wystarczy kilka miesięcy wyższych rachunków, by optymizm zaczął się kruszyć, a decyzje zakupowe stawały się ostrożniejsze. Fed na pewno uważnie przygląda się temu sygnałowi – bo jeśli obawy inflacyjne będą rosły, samo ograniczanie stóp procentowych nie wystarczy, by odzyskać pełne zaufanie konsumentów.

Źródło: UoM

Produkcja przemysłowa także spadła…

Źródło: US Census Bureau