Na Wall Street, gdzie sentyment potrafi zmieniać się szybciej niż kurs dolara, pojawiają się pierwsze, wyraźne oznaki zmęczenia amerykańskiego konsumenta. I choć rynki akcji zareagowały na wtorkowe dane wzrostami, a rentowność obligacji spadła to stan gospodarki USA wydaje się dużo mniej optymistyczny. Co się dzieje?
Opublikowane dane o sprzedaży detalicznej za wrzesień okazały się słabsze, niż oczekiwali inwestorzy. Wzrost miesięczny wyniósł zaledwie 0,2%, podczas gdy prognozy zakładały 0,4%. Owszem, jest to kolejna podwyżka po sierpniowym 0,6%, ale spowolnienie staje się faktem.
Jeszcze bardziej niepokojące jest to, co dzieje się w samym oku cyklonu konsumenckich wydatków, czyli w tzw. sprzedaży bazowej (z wyłączeniem aut, paliw, materiałów budowlanych i usług gastronomicznych), która … Zaskakująco spadła o 0,1%. To jest ten wskaźnik, który najściślej koreluje ze składową wydatków konsumpcyjnych w PKB.
Mimo to, analitycy z Rezerwy Federalnej wciąż szacują, że wzrost PKB w trzecim kwartale wyniósł imponujące 4% rocznie … Choć oficjalne dane poznamy dopiero 23 grudnia po opóźnieniach związanych z zamknięciem rządu. Dane, choć słabe zwiększają szansę na gołębią decyzję Fed w grudniu. Efekt? Nasdaq i S&P 500 zyskują, a dolar słabnie.
Konsument słabnie
W czym tkwi problem? Konsument jest coraz bardziej nerwowy, co potwierdziło badanie zaufania Conference Board. W listopadzie wskaźnik ten spadł do najniższego poziomu od siedmiu miesięcy. Spadki odnotowano we wszystkich grupach dochodowych. To nie jest dobry znak dla firm bazujących na świątecznym zastrzyku sprzedaży i zamówień.
Przeciętnie gospodarstwa domowe w USA radzą sobie słabo, a obawy o rynek pracy są bardzo realne. Stopa bezrobocia, na poziomie 4,4%, jest na czteroletnim maksimum, a wskaźnik dotyczący dostępności pracy też się pogorszył. Kiedy ludzie martwią się o posadę, natychmiast rezygnują z dużych planów – mniej jest chętnych na zakup samochodu, domu czy urlop.
Gospodarka w transformacji
Obserwujemy coraz wyraźniejsze rozwidlenie w stylu „K”. Zamożniejsza część społeczeństwa wciąż wydaje. Tutaj dowodem jest utrzymująca się siła sektora gastronomicznego (restauracje i bary odnotowały 0,7% wzrostu sprzedaży). Ale średnia i niższa klasa po prostu zaciska pasa.
Wpływ mają też cła. Ciągłe nakładanie taryf na import przez Prezydenta Trumpa przełożyło się na wyższe ceny codziennych produktów. To widać w inflacji producentów (PPI), która we wrześniu odbiła do 0,3% (po wzroście cen energii o 3,5% i żywności o 1,1%), utrzymując roczną dynamikę na poziomie 2,7%. Konsument czuje to w kieszeni.
Dane wylądowały prosto na biurkach członków Rezerwy Federalnej, którzy w grudniu zadecydują o stopach procentowych. Z jednej strony mamy sygnały spowalniającej gospodarki i słabnącego rynku pracy, co sprzyja „gołębiom” w Fedzie. Szanse na grudniową obniżkę znów wzrosły. Z drugiej strony, mamy dość jastrzębie i uparte dane o inflacji. Estymacje wskazują, że bazowy wskaźnik PCE utrzyma się we wrześniu na poziomie 2,9% w ujęciu rocznym. To właśnie brak postępu w walce z inflacją sprawia, że komitet jest wciąż podzielony.
Fed ma przed sobą niewdzięczne zadanie. Musi balansować między narastającym strachem na rynku pracy a wciąż podwyższoną inflacją. Słabe dane o wydatkach detalicznych są dla decydentów potężnym argumentem, by na chwilę odłożyć walkę z cenami na drugi plan i zacząć martwić się o ryzyko twardego lądowania. Ta równowaga jest teraz najciekawsza i będzie decydować o trendach na Wall Street na początku przyszłego roku.