W amerykańskiej gospodarce znów zgrzyta. To nie wynika z cyklu koniunkturalnego, lecz z polityki. Donald Trump, jeszcze zanim zdążył rozwiązać kryzys budżetowy paraliżujący pracę rządu federalnego, otworzył kolejny front: tym razem przeciwko Chinom. W najbliższym otoczeniu prezydenta dojrzewa plan ograniczenia eksportu amerykańskiego oprogramowania i technologii do Pekinu… To odpowiedź na chińskie restrykcje w eksporcie metali ziem rzadkich.
To nie są już retoryczne groźby. W administracji rozważa się nałożenie nowych ceł oraz wprowadzenie kontroli eksportu na tzw. krytyczne oprogramowanie, czyli to, które stanowi fundament dla systemów AI, półprzewodników czy infrastruktury obronnej. Oficjalnie decyzji jeszcze nie ma, ale w kuluarach Białego Domu nikt nie udaje, że napięcie z Chinami można rozładować dyplomatycznym listem.
W praktyce taki krok oznaczałby nową fazę technologicznej zimnej wojny — tym razem nie o chipy, lecz o kod, który nimi steruje. W świecie, gdzie software jest dziś równie strategiczny jak ropa w XX wieku, taka decyzja mogłaby wywołać wstrząsy w całym łańcuchu dostaw technologii. Indeks S&P 500 w reakcji na doniesienia z Białego Domu i przedłużające się zamknięcie rządu traci.
Waszyngton sparaliżowany, Fed ślepy
Sytuację komplikuje fakt, że rząd federalny… stoi. Zamknięcie rządu w USA trwa już 22 dni, co czyni go drugim najdłuższym w historii USA. Oba rekordy należą do Trumpa — poprzedni, z przełomu 2018 i 2019 roku, ciągnął się niemal pięć tygodni. Tym razem punktem zapalnym nie jest mur na granicy z Meksykiem… Lecz spór o finansowanie pakietu zdrowotnego i wydatków socjalnych, który Senat zablokował.
Skutki widać już nie tylko w polityce. Rezerwa Federalna straciła dostęp do kluczowych danych, które pozwalały jej oceniać stan gospodarki. Z powodu paraliżu agencji rządowych Fed nie otrzymuje bieżących raportów o inflacji, sprzedaży detalicznej czy zatrudnieniu. Co gorsza, prywatna firma ADP, dotychczas współpracująca z bankiem centralnym, wstrzymała udostępnianie danych o zatrudnieniu w sektorze prywatnym.
To nie jest drobnostka — ADP obejmuje niemal jedną piątą amerykańskiego rynku pracy, a jej cotygodniowe raporty były dla Fed czymś w rodzaju radarowego obrazu rynku pracy. Teraz tego radaru po prostu nie ma.
Powód? Wystąpienie członka zarządu Fed, Christophera Wallera, który w sierpniu otwarcie przyznał, że dane ADP są wykorzystywane do oceny sytuacji makroekonomicznej. Firma uznała, że taka relacja przekracza granice prywatno-publicznej współpracy i odcięła dopływ informacji. Efekt jest taki, że bank centralny działa we mgle. Bez danych, z ograniczonym budżetem analitycznym i coraz większą presją polityczną.
Goldman radzi grać defensywnie
Na tle politycznego chaosu Wall Street zachowuje się jak doświadczony pilot w turbulencji: nie panikuje, ale dokręca pasy. Analitycy Goldman Sachs zalecają dziś inwestorom kupowanie opcji put na spółki o słabych fundamentach — szczególnie te, które notują ujemne lub minimalne przepływy gotówki.
Na liście ryzyka znalazły się m.in. Southwest Airlines, JetBlue, Avis Budget i Hertz – firmy z mocno cyklicznych sektorów, które przy spowolnieniu popytu mogą wpaść w finansową zadyszkę. Goldman podkreśla, że przy rekordowo wysokich poziomach indeksów giełdowych, nie ma lepszego zabezpieczenia niż płynność gotówkowa i zdrowy bilans.
Niektórzy inwestorzy już porównują dzisiejszą sytuację do 2018 roku: wtedy też gospodarka wyglądała solidnie, dopóki nie pojawiła się mieszanka ceł, polityki i braku danych, która pchnęła rynki w dół.
Trudno oprzeć się wrażeniu, że Stany Zjednoczone znalazły się w punkcie zawieszenia. Między siłą a niepewnością. Z jednej strony gospodarka wciąż rośnie, inflacja wyhamowała, a zatrudnienie – przynajmniej oficjalnie – utrzymuje się na wysokim poziomie. Z drugiej jednak strony, administracja sparaliżowana, Fed pozbawiony danych, a polityka handlowa z Chinami na krawędzi eskalacji — to zestaw, który nie pozwala spać spokojnie ani rynkom, ani inwestorom.