Na Wall Street panuje euforia, jakiej dawno nie widzieliśmy. Indeks S&P 500 wspina się na kolejne rekordy, po kilku dniach spadków. Giganty technologiczne windują wyceny do niebotycznych poziomów, a inwestorzy wydają się święcie przekonani, że sztuczna inteligencja odmieni gospodarkę. Są gotowi płacić za to każdą cenę. W tle jednak pojawia się nieco zapomniany sygnał ostrzegawczy, czyli wskaźnik Buffetta.
To miara, którą sam Warren Buffett przed laty określał jako wyznacznik „najlepszego barometru szerokiej wyceny rynku akcji”. Wskaźnik porównuje łączną kapitalizację amerykańskich spółek notowanych na giełdzie z wartością całej gospodarki. Zatem jeśli giełda rośnie znacznie szybciej niż realna gospodarka, wcześniej czy później musi dojść do zderzenia z rzeczywistością.
Dziś ten wskaźnik sięgnął 217%, czyli poziomu nie tylko wyższego niż w szczycie bańki dotcomowej (ok. 200%), ale też przebijającego pandemiczną euforię z 2021 r. (gdy wskaźnik dobijał do 190%).
Rynki w nieznanych wodach
Na pierwszy rzut oka wygląda to groźnie – i historycznie rzecz biorąc, takie ekstremalne wartości poprzedzały spore turbulencje. Kiedy w 1999 r. wskaźnik zbliżał się do 200%, Buffett ostrzegał, że to „gra z ogniem”. Rok później pękła bańka internetowa. Dziś jednak pojawia się kontrargument: struktura amerykańskiej gospodarki jest zupełnie inna niż ćwierć wieku temu.
Wartość nie tkwi już w hutach, fabrykach i magazynach, lecz w kodzie źródłowym, patentach, sieciach danych. Spółki technologiczne mogą rosnąć w tempie oderwanym od tradycyjnych wskaźników makro, bo ich przewagi nie mają materialnych ograniczeń. Innymi słowy: może gospodarka cyfrowa nie mieści się w starych miarach GNP, więc sam wskaźnik Buffetta stracił na ostrości.
Mnożniki biją rekordy
Niezależnie od tego, inne wskaźniki również migają na czerwono. Relacja ceny do sprzedaży w S&P 500 osiągnęła 3,33 – absolutny rekord. Dla porównania, w czasie pękającej bańki dotcomowej w 2000 r. wynosiła „tylko” 2,27, a w boomie po pandemii doszła do 3,21.
Rynek wycenia spółki technologiczne jak wehikuły przyszłości, zakładając, że miliardy dolarów pompowane w projekty AI w końcu przełożą się na gigantyczne zyski. Ale czy to już inwestycja, czy raczej hazard na kredyt?
Warto zwrócić uwagę, że sam Buffett od dawna nie komentuje swojego wskaźnika. Jednak jego działania są wymowne. Berkshire Hathaway od 11 kwartałów z rzędu sprzedaje więcej akcji, niż kupuje, a kasa w spółce urosła do rekordowych 344 miliardów dolarów.
To z pewnością nie jest ruch kogoś, który wierzy w dalszą hossę. Czy wskaźnik Buffetta wciąż jest wyrocznią? Być może już nie taką jak dawniej. Ale ignorowanie go całkowicie byłoby lekkomyślnością. Historia pokazuje, że rynki nie rosną w nieskończoność.