Tajwańska spółka, bez której nie działałby żaden nowoczesny smartfon ani serwer AI, znowu udowodniła, że półprzewodniki to nowa ropa naftowa XXI wieku. TSMC, największy producent chipów na świecie, zanotował w trzecim kwartale 2025 roku rekordowy zysk netto – 452,3 miliarda dolarów tajwańskich (około 15 miliardów USD). To o blisko 40% więcej niż rok wcześniej i wyraźnie powyżej oczekiwań analityków.
Przychody spółki w lipcu–wrześniu wzrosły o 30% rok do roku, osiągając 33,1 miliarda dolarów, a akcje TSMC zyskały od początku roku ponad 55%, windując kapitalizację firmy do 1,21 biliona dolarów – to więcej niż łączna wartość rynkowa Intela, AMD i Samsunga w segmencie chipów.
Sztuczna inteligencja to nowy motor zysków
Wyniki TSMC nie są zaskoczeniem dla nikogo, kto obserwuje globalny boom na generatywną AI. Każdy nowy model językowy, każdy superkomputer w Dolinie Krzemowej czy laboratorium w Shenzhen, potrzebuje miliardów tranzystorów produkowanych właśnie przez Tajwańczyków.
– „Popyt na nasze chipy jest nieustępliwy” – mówił w rozmowie z inwestorami prezes C.C. Wei. Firma utrzymuje imponującą marżę brutto na poziomie 59,5%, a segmenty związane z zaawansowanymi technologiami – głównie układy 3 i 5 nanometrowe – stanowiły aż 74% przychodów z wafli krzemowych.
TSMC przygotowuje się już do uruchomienia produkcji chipów w technologii 2 nm, które będą sercem kolejnej generacji procesorów dla Nvidii, Apple’a i Tesli.
Choć firma wciąż produkuje większość chipów na Tajwanie, globalne napięcia handlowe wymusiły na niej nową strategię geograficzną. W ciągu kilku lat TSMC przeznaczy ponad 100 miliardów dolarów na inwestycje w USA, w tym budowę dwóch zaawansowanych fabryk w Arizonie. Dodatkowe 65 miliardów trafi do projektów w Japonii.
To swoisty „ubezpieczeniowy portfel” wobec niepewności wokół relacji Pekin–Waszyngton. Amerykanie naciskają, by produkcja chipów była podzielona pół na pół między USA i Tajwan, ale Tajpej stanowczo odrzuca takie pomysły. Dla władz wyspy TSMC to nie tylko spółka technologiczna, lecz strategiczna linia obrony – swoista tarcza krzemowa.
Wschód kontra Zachód – kto trzyma w ręku krzem?
Propozycja sekretarza handlu USA, Howarda Lutnicka, by przesunąć połowę produkcji chipów z Tajwanu do Ameryki, pokazuje, jak bardzo Zachód obawia się scenariusza kryzysu w Cieśninie Tajwańskiej. Przemysł półprzewodnikowy to dziś fundament gospodarki cyfrowej – od sztucznej inteligencji po elektromobilność.
W praktyce oznacza to, że każdy nowy kontrakt TSMC to nie tylko transakcja handlowa, ale element globalnej polityki bezpieczeństwa. Wystarczy spojrzeć, jak inwestorzy reagują na każdą wzmiankę o napięciach wokół Tajwanu – kursy Nvidii czy Apple’a drgają natychmiast, jakby ktoś poruszył dźwignią geopolityki.
Z jednej strony TSMC dominuje technologicznie – żadna inna firma na świecie nie potrafi produkować chipów o porównywalnej wydajności i precyzji. Z drugiej – jest zakładnikiem globalnych napięć: między Chinami a USA, rynkiem cywilnym a militarnym, wolnym handlem a narodowym protekcjonizmem.
Analitycy z Morningstar twierdzą, że nawet ewentualne cła na eksport chipów do Stanów Zjednoczonych nie zachwiałyby pozycją firmy. „Popyt na rozwiązania AI jest zbyt silny, by ktoś mógł TSMC zastąpić” – napisali w ostatnim komentarzu.
Wysoka technologia, wysokie ryzyko
Choć wyniki spółki imponują, rynek nie jest wolny od zagrożeń. Wystarczy drobne pęknięcie w łańcuchu dostaw – czy to w chemikaliach litograficznych, czy w dostępności sprzętu ASML – by linia produkcyjna zatrzymała się na tygodnie. Nie bez znaczenia są też napięcia z Chinami, które coraz głośniej deklarują chęć „zjednoczenia” z Tajwanem.
Jednak patrząc na liczby – 37,8% zwrotu z kapitału własnego i prognozowany wzrost przychodów w 2025 roku w okolicach 35% – trudno nie dostrzec, że TSMC wciąż jest jednym z najbardziej dochodowych i strategicznie pożądanych przedsiębiorstw na świecie.