Warren Buffett nigdy nie był człowiekiem od wszczynania finansowych pani. Jeśli chciał coś powiedzieć rynkowi, robił to w najbardziej oczywisty i naturalny sposób: portfelem. To właśnie portfel Berkshire Hathaway mówi dziś bardzo dużo. Przez dwanaście kolejnych kwartałów spółka była sprzedawcą netto akcji. To oznacza po prostu więcej sprzedanych udziałów niż kupionych. Kwartał po kwartale. Rok po roku.
W tym samym czasie indeks S&P 500 rósł jak na drożdżach. Od dołków sprzed dwóch lat zyskał ponad 50 procent, napędzany głównie euforią wokół sztucznej inteligencji i kilku największych spółek technologicznych. Rynek świętował, a Buffett… odkładał gotówkę do sejfu. Czy stary wyjadacz się mylił? A może to euforia zabrnęła za daleko?
Gotówka to sygnał, wyceny wzrosły za bardzo?
Dziś Berkshire Hathaway dysponuje ponad 381 miliardami dolarów w gotówce i ekwiwalentach. To absolutny rekord w historii spółki. Dla przypadkowego obserwatora może to wyglądać jak brak pomysłów inwestycyjnych. Dla kogoś, kto rozumie Buffetta, to raczej sygnał cierpliwości.
Buffett nigdy nie traktował gotówki jako balastu. Dla niego to opcja, czas i amunicja w jednym. Jeśli nie widzi okazji spełniających jego kryteria jakości i ceny, woli nie robić nic. A „nic” w jego świecie bywa najbardziej aktywną decyzją.
Trudno uwierzyć, że obecne wyceny są dla Buffetta obojętne. Wskaźnik Shillera CAPE dla S&P 500 znajduje się dziś na drugim najwyższym poziomie w historii. Wyżej było tylko podczas bańki internetowej przełomu wieków. To nie jest wskaźnik krótkoterminowy ani narzędzie do szukania szczytów, ale istotny barometr długofalowego ryzyka.
Buffett od zawsze powtarzał, że cena ma znaczenie. Nawet najlepszy biznes staje się złym interesem, jeśli zapłaci się za niego zbyt dużo. W świecie, w którym wzrosty kursów często wyprzedzają realne zyski o kilka lat, margines bezpieczeństwa po prostu znika.
AI zachwyca, ale rachunki przyjdą później
Nie da się ukryć, że to sztuczna inteligencja stała się paliwem obecnej hossy. Spółki powiązane z AI przyciągają kapitał niemal bez względu na wyceny. Narracja o przyszłości jest silna, momentami wręcz hipnotyzująca. Buffett nigdy nie miał problemu z przyznaniem, że nie rozumie każdej technologii. Ale zawsze rozumiał jedno: cykle rynkowe.
Historia uczy, że gdy wyceny wspinają się zbyt wysoko, rynek staje się wrażliwy na rozczarowanie. Wystarczy słabszy kwartał, wolniejszy wzrost popytu albo jedno pęknięcie w narracji, by entuzjazm ustąpił miejsca nerwowości. Warren Buffett widział to już wielokrotnie.
Paradoks polega na tym, że im dłużej hossa trwa, tym mniej inwestorzy chcą słuchać ostrzeżeń. Skoro indeksy biją rekordy, a portfele puchną, po co się martwić? Sam Buffett nigdy nie inwestował w oparciu o nastroje, raczej w oparciu o prawdopodobieństwa i wyceny. Dziś prawdopodobieństwo dalszych wzrostów istnieje, ale koszt błędu jest wyjątkowo wysoki. Przy takich wycenach rynek nie wybacza pomyłek.
Co naprawdę mówi Buffett przed 2026 rokiem
Buffett nie mówi: „uciekajcie z rynku”. Nigdy by tego nie powiedział. On mówi coś znacznie bardziej wymagającego: „bądźcie wybredni”. Inwestujcie, ale tylko tam, gdzie rozumiecie biznes i gdzie cena daje wam przestrzeń na błąd. Jeśli takiej przestrzeni nie ma, cierpliwość jest cnotą, a nie słabością.
Dwanaście kwartałów sprzedaży netto i rekordowa góra gotówki nie są przypadkiem. To nie jest prognoza krachu. To przypomnienie, że nawet najlepsze rynki potrafią być złymi miejscami do kupowania.
Buffett wielokrotnie udowadniał, że nie trzeba przewidywać momentu załamania, by być przygotowanym. Wystarczy nie przepłacać i mieć gotówkę wtedy, gdy inni jej nie mają. Jeśli historia czegoś uczy, to tego, że jego ostrzeżenia zwykle stają się zrozumiałe dopiero z perspektywy kilku lat.