Na rynku akcji nie ma świętości. Nawet Warren Buffett — człowiek, którego nazwisko bywa synonimem inwestycyjnej mądrości — potrafi wpaść w niełaskę. Najnowsze cięcia rekomendacji wobec Berkshire Hathaway przypominają, że Wall Street ma krótką pamięć i długą listę wymagań wobec tych, których kiedyś wielbiła.
Akcje Berkshire straciły ostatnio niemal procent po tym, jak analitycy KBW uznali, że pora przestać patrzeć na konglomerat z nabożnym zachwytem. Ocena „Sell-equivalent” brzmi niemal jak profanacja, gdy mowa o firmie budowanej przez sześć dekad przez tzw. Wyrocznię z Omaha. A jednak ta etykieta pojawiła się na biurkach inwestorów wraz z niepokojącą konkluzją: połączenie spowalniającej gospodarki, kłopotów operacyjnych i nadchodzącej zmiany w pałacu może wywołać ból głowy w wynikach.
Berkshire płynie pod prąd
Nie chodzi tylko o słupki. Na wykresie Berkshire wygląda jak statek płynący pod prąd — wzrost poniżej 9% w tym roku wypada blado przy niemal 15% w S&P 500. W świecie, w którym prelegenci konferencji opowiadają o sztucznej inteligencji tonem proroków, portfel Buffetta uchodzi za przyziemny, zbyt mocno zakotwiczony w bankach, kolei i ubezpieczeniach. Solidność, jeszcze niedawno traktowana jak przewaga, przestała wystarczać do wygrywania wyścigu o kapitał.
A przecież Berkshire to nie skansen: American Express, Coca-Cola, Bank of America — to nadal mocarna liga biznesów przynoszących gotówkę. Tyle że na podium globalnych gigantów rządzą firmy, które dolary zarabiają z algorytmów, nie z paliwa i wagonów. Nvidia, Microsoft, Meta, Alphabet — wszyscy pędzą naprzód z siłą hype’u AI. Buffett patrzy i kręci głową: nie inwestuję w to, czego nie rozumiem. Tyle że rynek, rozgrzany hossą nie przepada za filozofią pokory.
Buffett sabotuje wzrost?
Co gorsza, nawet gdy Buffett zmienia zdanie, rynek potrafi uznać to za grzech. Sprzedaż udziałów w chińskim BYD — po siedemnastu latach i dwudziestokrotnym zysku — mogła być książkowym przykładem dyscypliny inwestycyjnej. Ale teraz, w czasach elektryfikacji motoryzacji, łatwo w tym dostrzec kapitulację wobec przyszłości.
Likwidacja części pakietu Apple również budzi emocje. Zainwestował w 2016 roku, uczynił z giganta z Cupertino największy składnik konglomeratu, po czym zaczął — z ostrożnością chirurgicznego cięcia — zmniejszać ekspozycję. Apple rośnie na historyczne poziomy, a krytycy zadają pytanie: po co dotykać czegoś, co działa perfekcyjnie?
Buffett nie ucieka przed myślą, że czasem się myli. Ale nigdy nie robi tego dla aplauzu. Ale bądźmy realistami. Gdyby nie wielki zakład o wzrost Apple (właśnie ograniczony), akcje Berkshire Hathaway od lat zostałyby w tyle za amerykańskimi benchmarkami giełdowymi. Firmie brakuje pomysłów.
Sam Buffett po dziewięćdziesiątce, z zapowiedzianą rezygnacją z funkcji CEO pod koniec roku, wciąż pozostanie przewodniczącym rady — ale to zmienia atmosferę wokół Berkshire. Choć plan sukcesyjny przygotowywany był latami, każdy na rynku wie jedno: Buffett jest niepowtarzalny. Nie da się zastąpić mitu. Można co najwyżej starać się go kontynuować.
KBW nie owija w bawełnę: brak Buffetta na kapitańskim mostku zwiększa niepewność. Szczególnie w momencie, gdy Geico i Burlington Northern Santa Fe już zmagają się z presją konsumencką i gospodarczą. Paradoks Berkshire polega na tym, że spokój i przewidywalność, które kiedyś wynosiły je ponad resztę, dziś dla inwestorów stają się… nudą. A nuda to na giełdzie grzech śmiertelny.
Ikona utrzyma legendę?
Czy to oznacza, że legenda naprawdę traci blask? Niekoniecznie. Historia Buffetta to historia cyklicznych błędów rynku — i systematycznych zwycięstw zdrowego rozsądku nad euforią. Kiedyś wypominano mu, że za długo ignorował technologię — dziś trudno sobie wyobrazić Berkshire bez Apple. W latach dot-com mania również miał rzekomo „stracić kontakt z rzeczywistością”. A potem świat nauczył się, jak kosztowne jest inwestowanie w obietnice bez fundamentów.
Być może znów stoimy u progu takiej chwili. Kiedy kurz hype’u opadnie, a zyski z AI okażą się trudniejsze do wyczarowania niż marketingowe slogany, przewagi Berkshire mogą ponownie wyjść na światło dzienne. Jak mawia sam Buffett: „Giełda to mechanizm transferowania pieniędzy od niecierpliwych do cierpliwych”. Nikt nie zna przyszłości. Ale jedno wiadomo z absolutną pewnością: jeśli Warren Buffett przegra w tym roku z S&P 500, nie będzie to pierwszy raz. Wygrana może być w zasięgu lat.