Ujawnienie przez Berkshire Hathaway wartego blisko 5 miliardów dolarów pakietu akcji Alphabet (spółki-matki Google) zszokowało Wal Street. Wydaje się, że to nie jest to zwyczajny zakup. Wydarzył się prawdopodobnie na chwilę przed tym, zanim Warren Buffett oficjalnie przeszedł na emeryturę.
Nikt nie spodziewał się, że gigant z Wall Street zainwestuje w kolejne, technologiczne akcje, po tym jak w ostatnich kwartałach z uporem maniaka sprzedawał udziały w Apple. A jednak. Czy to właśnie ta spółka zostanie 'nowym koniem pociągowym’ spółki na najbliższe lata? Brak wysokiej dywidendy nie przeszkadza już Berkshire? Sprawdźmy.
Technologiczny wyjątek od reguły
Berkshire od dekad uchodzi za ostoję zdrowego rozsądku. Co to oznacza? Trzyma się z dala od branż, w których modę trudno odróżnić od fundamentów. Technologia nie wydaje się rynkiem bardzo stabilny, a dominujący giganci lubią ustępować następcom. Tym bardziej ruch Berkshire wywołuje ciekawość dot. strategii wehikułu pod nieobecność 'Wyroczni z Omaha’. Skąd nagle ekspozycja na jednego z głównych architektów AI-boom?
W dokumentach złożonych w amerykańskiej komisji giełdowej widać 17,85 mln akcji Google’a na koniec września. Jednocześnie Berkshire od miesięcy gromadzi rekordową górę gotówki. Przeważnie redukuje pozycje w posiadanych firmach. Tym razem postawiło na spółkę, której wycena (paradoksalnie) wygląda konserwatywnie na tle reszty technologicznych gigantów…
… Jednym słowem, za rosnącymi akcjami Alphabet, podąża skokowy wzrost zysków. Efekt? Wycena nie jest wymagająca, choć wykres by to sugerował. Ale Buffett na wykres nie patrzy. Alphabet jest dziś notowany na prognozowanym mnożniku ceny do szacowanych rocznych zysków w okolicach 25, podczas gdy Nvidia i Microsoft dawno przekroczyły 30.
Alphabet prowadzi świetnie zdywersyfikowany biznes. Jej główny motor sprzedaży to biznes reklam w Google. Uzyskuje je dzięki dominującej pozycji w przeglądarkach. Od lat jest niepodważalnym liderem, któremu sprzyja efekt sieciowy. Z drugiej strony posiada też wzrostowy biznes chmurowy Google Cloud, udziały w spółkach AI oraz … w Waymo. Jednym słowem jest liderem i spełnia warunki Berkshire.
Buffett odchodzi, ale jego filozofia nie
Szczególne znaczenie ma moment tej decyzji. Buffett za kilka miesięcy formalnie odda stery Berkshire Gregowi Abelowi, kończąc imponującą, trwającą sześć dekad kadencję. To sprawia, że wszelkie większe transakcje konglomeratu są teraz analizowane pod lupą. Czy to jeszcze Buffett, czy już Abel? A może to któryś z jego wieloletnich menedżerów portfela, mianowicie Todd Combs lub Ted Weschler pociągnął za spust?
Odpowiedzi raczej nie poznamy, bo sam Buffett zapowiedział w liście do akcjonariuszy, że zniknie i zaprzestanie zwyczajowego komentowania decyzji inwestycyjnych. Charlie Munger (pierwszy doradca i przyjaciel Buffetta, główny budowniczy Berkshire Hathaway) mówił kilka lat temu, że niekupienie Google’a było jednym z większych błędów Berkshire.
Jego dosadne 'czułem się wtedy jak osioł’ przez lata wracało na łamy gazet, zwłaszcza że Google dominował rynek wyszukiwania. Ale Berkshire wciąż siedziało na poboczu. Dzisiejszy ruch można więc czytać jako spóźnione naprawienie grzechu zaniechania. Różnica jest taka, że Alphabet nie jest już tylko firmą od wyszukiwarki.
Obecnie to kluczowy gracz AI, który inwestuje miliardy w rozwój sztucznej inteligencji i infrastrukturę obliczeniową. I choć rynek pokłada w tym ogromne nadzieje, nie brakuje obaw, że obecne tempo inwestycji – według niektórych wyliczeń nawet 3 biliony dolarów na centra danych i serwery do 2028 r. – przypomina momentami szarżę bez planu odwrotu. Buffett uważał wyceny na rynku za zbyt rozgrzane. Mimo to Alphabet dostał zielone światło. Akcje spółki wzrosły o prawie 50% od początku roku.