Na Wall Street od lat powtarza się ten sam schemat: „tym razem będzie inaczej”. Każdy cykl wzrostów kończy się euforią, przekonaniem, że fundamenty są mocniejsze niż kiedykolwiek, że gospodarka weszła w nową erę. I niemal za każdym razem historia przypomina, że rynki nie są wieczne. Dobrze oddaje to powiedzenie legendy Wall Street, Sir Johna Templetona.
Ten słusznie zauważył, że hossa rodzi się w pesymizmie, dojrzewa w optymizmie i umiera w euforii. Czy tę euforię obserwowaliśmy tego lata? Czy czeka nas 'otrzeźwienie’? Historycznie niemal każdy wielki krach giełdowy zaczynał się w październiku. Te dwa wskaźniki sugerują, że wchodzimy w podobnie 'negatywne’ momentum.
Rentowności, czyli wskaźnik krachu
Właśnie teraz jeden z niezawodnych wskaźników ostrzegawczych (w tym przypadku wskaźników krachu) tj. różnica rentowności między 30-letnimi a 2-letnimi obligacjami skarbowymi USA … Znów zapalił czerwone światło.
Co w tym szczególnego? Końcowy odczyt RSI relacji 2 do 10-letnich rentowności USA, za sierpień wskazał poziom 49,65 (w uproszczeniu: 50). Dokładnie taki sam sygnał poprzedzał największe tąpnięcia ostatnich dekad: recesję na początku lat 90., pęknięcie bańki dot-com w 2000, kryzys finansowy w 2007 i gwałtowne załamanie z 2020 roku. Teraz – niemal w tym samym momencie – indeks S&P 500 spada z historycznych szczytów.
Nie chodzi o to, że krach nastąpi jutro czy w przyszłym tygodniu. Rynek nie działa jak zegarek. To raczej otwarte okno. Pewnego rodzaju przestrzeń, w której wystarczy iskra, by mechanizm korekty uruchomił się lawinowo. Katalizator może być błahy, wręcz symboliczny, ale efekt – bolesny. Jak można byłoby to ująć: dziś rzeczy inwestorów „zbiera drobne przed pędzącym walcem”.
Na tym jednak lista sygnałów się nie kończy. Wskaźnik indeksu Dow Jones do S&P 500 (DJIA:SPX), który porównuje indeks przemysłowy Dow Jones do szerokiego S&P 500, właśnie powtórzył układ z czasów bańki technologicznej. Wtedy przez kilka lat spółki z indeksu S&P biły na głowę bardziej tradycyjne przemysłowe giganty.
Przełom nastąpił, gdy relacja Dow do S&P spadła do dna i zaczęła się odbijać – co faktycznie było sygnałem, że nadchodzi koniec hossy. Dziś ta sama sytuacja powtarza się niemal punkt w punkt. Wskaźnik dotknął dołka w lipcu i drugi miesiąc z rzędu odbija w górę. Brzmi jak dzwon żałobny? Trudno nie odnieść takiego wrażenia.
Czy to znaczy, że za chwilę będziemy świadkami powtórki z roku 2000 albo 2008? Odpowiedź jest mniej oczywista. Historia rymuje się, ale nie powtarza w skali 1:1. Rynek wie o tych wskaźnikach, a wielcy gracze często próbują uprzedzać takie sygnały. Jednak warto pamiętać, że zaufanie – zarówno do spółek, jak i do państw emitujących dług – potrafi znikać szybciej, niż przychodzi.
W tym sensie złoto, srebro czy Bitcoin zyskują na atrakcyjności nie dlatego, że są modne, lecz dlatego, że pełnią rolę bezpiecznika. Może dlatego tak dobrze sobie radzą?