„To było na własny użytek!” Meta oskarżona o piractwo dot. filmów dla dorosłych

W ramach doniesień, które wydają się nieco zbyt absurdalne, by być poważne – a jednak dokładnie takie są, biorąc pod uwagę pieniądze, technologie i praktykę prawną, które są na szali – koncern Meta został właśnie pozwany. O piractwo. Nie jednak takie „zwykłe” piractwo, lecz masowe, zorganizowane wykradanie bardzo, nazwijmy to, specyficznej kategorii własności intelektualnej

Chodzi o produkcje kinematograficzne, oficjalnie przeznaczone wyłącznie dla widza dorosłego (nawet jeśli w praktyce utwory takie cieszą się niemniejszą popularnością u widzów niepełnoletnich). Czytelnikowi najpewniej może nasunąć się tutaj dość oczywiste pytanie – po co do licha właściciel Facebooka czy Instagrama miałby masowo ściągać nieprzyzwoite filmy? – na które usłyszałby równie oczywistą ostatnio odpowiedź: rzecz jasna po to, aby szkolić AI.

Meta odkrywa uroki torrentów

Jak wynika z pozwu, który złożyły firmy Counterlife Media oraz Strike 3 Holdings – są one właścicielami kilku studiów filmowych specjalizujących się w filmach „o miłości” – koncern Meta miał trenować swoje modele sztucznej inteligencji (najprawdopodobniej chodzi o Llamę, choć wprost tego nie ujęto) na filmach pobieranych z Internetu. Firma-matka Facebooka robiła to, „bez zbędnych formalności” i „bez żadnego trybu”, począwszy od 2018 roku.

Łącznie, wedle zarzutów, firma Marka Zuckerberga spiraciła w ten sposób 2369 filmów. Co więcej, miała to czynić za pośrednictwem znanego zapewne wszystkim klienta BitTorrent. Tak właśnie zresztą firma „wpadła”. Producenci sprawdzili bowiem, któż to wykazuje takie zainteresowanie ich produkcjami za pośrednictwem torrentów. Najczęściej w takich przypadkach są to anonimowi internauci, których często nie opłaca się pozywać nawet wówczas, gdy są nieostrożni i nie zabezpieczą swej anonimowości.

„Własny użytek”

Jakie jednak musiało być ich zaskoczenie – a także radość prawników, zapewne już mających przed oczami skalę żądanego zadośćuczynienia – gdy owym kimś okazał się koncern Meta, zdecydowanie mający z czego zapłacić. Oczywiście ten miał swojej tożsamości strzec, wykorzystując sieć około 2,5 tys. „ukrytych” adresów IP. Właściciele studiów twierdzą jednak, że ich narzędzia antypirackie zdołały ustalić wyciek kilku korporacyjnych IP należących do Mety.

Powodowie żądają od koncernu Zuckerberga 359 milionów dolarów tytułem naruszenia własności intelektualnej. Najbardziej w całej historii ujmuje chyba to, w jaki sposób Meta się broni. Otóż koncern twierdzi, że w żaden sposób nie nakazał tej aktywności i odbywało się to poza jego wiedzą – przez co nie może być uznana za odpowiedzialną naruszenia praw. Zdaniem adwokatów koncernu, jeśli już, to mieli to czynić firmowi pracownicy, „najprawdopodobniej na własny użytek”. Tia…